Życie w Charkowie z pozoru toczy się normalnie, ale władze przygotowują się na ewentualny atak ze strony Rosji. Stworzyły specjalną mapę miejsc, gdzie można się ukryć w razie bombardowania. Jednak mieszkańcy podkreślają, że w napięciu żyją już od ośmiu lat. Wielu nie wierzy, że Rosja faktycznie zaatakuje miasto. Inni zapisują się na szkolenia z korzystania z broni, a inni - na kurs pierwszej pomocy.
Władze Charkowa, miasta o liczbie mieszkańców wynoszącej około 1,43 miliona, przygotowały specjalną mapę miejsc dla mieszkańców, gdzie można się ukryć w razie bombardowania.
- Ja nie wierzę, że Rosjanie na nas napadną. Po prostu w to nie wierzę, to się nie może wydarzyć - mówi pani Natalia, mieszkanka Charkowa.
Wielu ludzi w Charkowie myśli podobnie jak pani Natalia. Codzienne życie się tam nie zmieniło, chociaż prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wskazał przygraniczny Charków jako pierwsze miasto, które Rosjanie mogliby zaatakować.
- Nic się nie wydarzy, nie martwię się - uważa jedna z mieszkanek Charkowa. - Nie dzieje się nic strasznego - dodaje kolejny mieszkaniec.
To, co straszne wydaje się w Polsce, dla mieszkańców Charkowa jest codziennością.
- Żyjemy w takiej sytuacji od ośmiu lat. Nerwy, oczywiście, są z powodu tego, co się dzieje na granicy, ale to nie jest dla nas żadna nowość - zwraca uwagę Dmytro Bulakh, radny Charkowa, aktywista organizacji antykorupcyjnej.
W biurze Dmytra na ścianie wisi pamiątka z Donbasu - flaga Ukrainy z podpisami żołnierzy, którzy tam walczyli.
"Putin zjednoczył Ukraińców"
Mieszkańcy Charkowa, znając złą sytuację w Donbasie, nie pałają sympatią do Rosji, choć to drugie co do wielkości miasto na Ukrainie jest w dużej mierze rosyjskojęzyczne, a po rosyjsku mówi nawet mer.
- Jedyne, za co możemy być wdzięczni Putinowi, to że dzięki temu, co zrobił w Donbasie i Krymie, zjednoczył Ukraińców, niezależnie od języka, w którym mówią. Dzięki temu na wschodniej Ukrainie pojawiła się nowa tożsamość: rosyjskojęzyczny ukraiński patriota - wyjaśnia dr Julia Bidenko, politolog z Państwowego Uniwersytetu imienia W. Karazina w Charkowie.
Patriotyzm rodzi się na przykład za biurkami programistów. W Charkowie to silna branża, a teraz wielu jej pracowników jest gotowych zamienić komputer na karabin.
- Mój plan "B" to obrona. Charków to Ukraina, a ja chcę moją Ukrainę, moje miejsce bronić - mówi Ilja, programista z Charkowa.
Choć ludzie chodzą normalnie do pracy, to opracowują też swoje plany awaryjne. - Zapisałam się na kurs pierwszej pomocy, chcę się jakoś przygotować. Tak łatwiej mi to wszystko znieść - mówi Elena, aktywistka charkowskiej organizacji antykorupcyjnej.
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24