Przesłuchanie Piotra Wacowskiego zostało formalnie odwołane. Prokuratura Krajowa przyznaje, że stawianie zarzutów operatorowi kamery TVN jest przedwczesne. Ale jednocześnie chce ustalić jego rolę podczas imprezy neonazistów w lesie. Praca dziennikarza śledczego to często duże ryzyko i jeszcze większe niebezpieczeństwo. Konkretne zdemaskowane historie, konkretne nagrody i liczby mówią same za siebie.
Wezwanie na przesłuchanie zostało operatorowi "Superwizjera" TVN wręczone przez ABW, która wkroczyła do jego domu 23 listopada 2018 roku. W piśmie zawarte były zarzuty o propagowanie nazizmu (z art. 256 par. 1 kodeksu karnego) w związku z realizacją reportażu wcieleniowego na temat polskich neonazistów.
Do tego reportażu Piotr Wacowski i Anna Sobolewska przygotowywali się przez wiele miesięcy. Poznawali ludzi, zdobywali ich zaufanie. - Było kilka takich momentów, w których było bardzo groźnie. Zawsze to jest taki balans na granicy. Przecież wchodzimy w jakąś rzeczywistość i nie wiemy, co się zaraz wydarzy - opowiada Piotr Wacowski, dziennikarz "Superwizjera" TVN.
Wyposażeni w ukryte kamery podszywali się pod ludzi, którzy są zainteresowani środowiskiem polskich neonazistów. Przez wiele godzin uczestniczyli, rejestrowali, a potem opublikowali nagrania. To ich reportaż w programie "Superwizjer" TVN dostarczył dowodów, dzięki którym trudniej jest dziś bagatelizować problem radykalnych ruchów narodowych w Polsce.
- Nam chodziło po prostu o pokazanie tego, że nic się z tym nie robi, czyli że daje się pewne przyzwolenie - tłumaczy Piotr Wacowski.
Zaufanie zdobywa się długo
- Materiałów o neonazistach było całkiem sporo w Polsce. Natomiast nigdy żaden nie doszedł do takiego momentu, że ich pokazał. Słyszeliśmy że ktoś "hajluje", że ktoś wielbi Adolfa Hitlera, natomiast nie było twardego dowodu - twierdzi Wojciech Cieśla, dziennikarz śledczy tygodnika "Newsweek".
Poprosiliśmy dziennikarzy śledczych, żeby odsłonili nam chociażby niewielki fragment kulis tego, jak wyglądała praca nad reportażem wcieleniowym.
- Musi wiedzieć, jak to środowisko się zachowuje, jakie gesty wykonuje, jakim językiem się posługuje - tłumaczy Jarosław Jabrzyk, dziennikarz "Superwizjera" TVN.
- Z całą pewnością trzeba się przygotować na to, że takie zaufanie zdobywa się długo, żmudnie i małymi kroczkami - mówi Tomasz Patora, dziennikarz TVN.
Patologie wyszły na jaw
Żeby pokazać efekty ich pracy, sięgamy po dziesiątki materiałów "Superwizjera" TVN, w których dziennikarze ujawnili patologie w komisji majątkowej czy skandaliczne traktowanie zwłok w krematorium. To dziennikarze "Superwizjera" TVN udowodnili, że w Polsce można kupić nielegalnie billingi telefoniczne albo fałszywy dowód tożsamości.
Zdemaskowali przekupionych psychiatrów i lekarzy, którzy okradali Narodowy Fundusz Zdrowia. Zaledwie w ostatnią sobotę, za reportaż "Wody skażone trotylem", dziennikarze "Superwizjera" TVN otrzymali nagrodę. To tylko część śledztw, dzięki którym patologie wyszły na jaw.
- Pokazaliśmy przedział rzeczywistości, który w żaden inny sposób nie mógł być spenetrowany. Prokuratorzy doszli do ściany i nie byli w stanie posunąć się dalej - tłumaczy Jarosław Jabrzyk.
- To jest główna zaleta. Zobaczyć, co jest w środku, czego nikt ci nigdy nie powie. Dzięki temu można zobaczyć, jak wygląda twarz korupcji - uważa Maciej Kuciel, dziennikarz "Uwagi!" TVN.
Piotr Wacowski jest doświadczonym operatorem i dziennikarzem. To współautor reportażu "Neonaziści wychodzą z cienia" , który został zrobiony w Niemczech 10 lat temu.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Superwizjer" TVN