Gdy władza pyta, skąd służby miały wiedzieć o tym, co robią skrajni nacjonaliści, dziennikarze odpowiadają, że przecież mówi się i pisze o tym od lat. Wystarczy chcieć sprawdzić. Tym bardziej, że rząd znacznie zwiększył swoje możliwości działania.
Żeby nagrać tak skandaliczne zdjęcia, jak te w reportażu "Superwizjera", wystarczyło z zainteresowaniem i zrozumieniem czytać na przykład, a może przede wszystkim, artykuły Jacka Harłukowicza. Od 18 lat pisze on, że faszyzm, a nawet nazizm w Polsce to realne zagrożenie, a nie tylko skandalizujące koncerty.
- Ludzie którzy się powinni tym zajmować nie są nawet zainteresowani tym, co się dzieje w środku. Materiał "Superwizjera" pokazał im, unaocznił, że nie mamy do czynienia z żadnym krzewieniem patriotyzmu, z imprezami rocka tożsamościowego tylko, że tam są regularne neonazistowskie spędy - mówi Jacek Harłukowicz, dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Dziennikarze powinni poinformować policję
Gdyby ktoś w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, albo w policji poważnie potraktował artykuły, to w końcu dotarłby do tego. Służby specjalne mają dużo większe możliwości i uprawnienia, niż troje dziennikarzy, którym udało się przeniknąć do środowiska osób, które wystawiły między innymi "ołtarzyk" ku czci Adolfa Hitlera.
- To redaktorzy TVN24 zastąpili kierowaną przez pana policję - mówił z sejmowej mównicy Marcin Kierwiński z PO, zwracając się do szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego. - Jeżeli dziennikarze przeniknęli w to miejsce, do tych osób, które przejawiały te zachowania, które nas wszystkich oburzają, to ich obowiązkiem było poinformowanie organów ścigania wtedy w maju, a nie dzisiaj - komentował Jarosław Zieliński, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji.
Dziennikarz jest zobowiązany do przygotowania rzetelnego materiału, który pokaże całość zjawiska, a nie tylko wiosenne nazistowskie ekscesy w lesie. Zadaniem dziennikarza jest także pokazanie, że te osoby mają szkolenia ze strzelania oraz, że neonazistowska organizacja udaje dobroczynną i proobronną. To by się nie udało, gdyby dziennikarze pobiegli na policję od razu po zrobieniu zdjęć w lesie.
Nie udało by się także pokazanie jesiennej akcji, gdzie wizerunki europosłów PO zawisły na szubienicach. Zawiesili je ludzie związani z organizacją wielbiącą Hitlera, którzy zapewniają że z faszyzmem nie mają nic wspólnego.
- My wiemy o tych koncertach i jesteśmy przy nich, tylko rozbijamy się o zapis publiczny, że jest to impreza zamknięta i biletowana - komentuje nadinsp. Jarosław Szymczyk, Komendant Główny Policji.
"Służby mają pełen wachlarz możliwości do działania"
Są eksperci i byli policjanci, którzy zapewniają, że kasy biletowe nie powinny stanowić dla policji przeszkody. Zwłaszcza, gdy chodzi o ludzi, którzy trenują na strzelnicy, nawołują do przemocy i wielbią człowieka, który odpowiada za śmierć milionów Polaków w czasie wojny. Zwłaszcza, że rząd od dwóch lat wprowadza kolejne narzędzia inwigilacji - w imię walki z terroryzmem i ekstremizmem.
- Służby mają pełne instrumentarium prawne, a więc podsłuchy, podglądy i możliwość prowadzenia operacji specjalnych. Mają pełen wachlarz możliwości do działania - podkreśla nadinsp. Adam Rapacki, były wiceminister spraw wewnętrznych i były zastępca komendanta głównego policji.
Polityczne kierownictwo MSWiA wycofało z użycia broszurę dla policjantów o niepokojących sygnałach i symbolach świadczących o związkach z faszyzmem i nazizmem. A śledztwa zależą przede wszystkim od prokuratury, która obecnie jest pod politycznym kierownictwem ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednej osobie - Zbigniewa Ziobry.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Superwizjer" TVN