Poprawić konstytucję, czy zostawić w niej anachroniczne zapisy na temat roli kobiet i definicji rodziny - o tym Irlandia decyduje w referendum. Dla mieszkańców to nie jest wcale taki oczywisty wybór, bo nie tylko o słowa w nim chodzi.
O opiece nad dzieckiem z niepełnosprawnością irlandzki senator Tom Conan wie wszystko. Właśnie dlatego, że osoby takie jak jego syn Owen nie mogą liczyć na wystarczającą opiekę państwa, postanowił wejść do polityki. - Doradzaliśmy rządowi, jak pozbyć się genderowego języka o kobietach w domu i zastąpić je po prostu słowem rodzic lub opiekun, ale rząd to zignorował i wymyślił paplaninę o tym, że teraz rodziny same muszą sobie radzić - mówi senator.
Pierwsza zmiana w konstytucji w Irlandii wywołuje kontrowersje, bo miała usunąć zapisy sugerujące, że miejsce kobiety jest w domu, nawet kosztem jej życia zawodowego, ale tekst zmieniono tak, że wszyscy rozmawiają o tym, że państwo próbuje wymigać się od finansowej odpowiedzialności za chorych i starszych.
Państwo w szczególności uznaje, że przez jej życie w domu kobieta udziela Państwu wsparcia, bez którego nie można osiągnąć dobra wspólnego. Dlatego Państwo, stara się zapewniać takie warunki, aby matki nie były zmuszone ekonomiczną potrzebą do podejmowania pracy, zaniedbując swoje obowiązki domowe.
Państwo uznaje, że świadczenie przez członków rodziny wzajemnej opieki na podstawie istniejących między nimi więzi daje społeczeństwu wsparcie, bez którego nie można osiągnąć wspólnego dobra, i powinno dążyć do wspierania takich świadczeń.
Druga zmiana ma rozszerzać definicję rodziny przez dopisanie, że - poza małżeństwem - może być oparta o każdy trwały związek.
- Pytałem ministrów, kiedy trwały związek się zaczyna. Nikt nie wiedział i nawet sama komisja wyborcza powiedziała, że dowodem takiego związku może być kartka ze świątecznymi życzeniami od rzekomego partnera albo zaproszenie na ślub. To czyste szaleństwo - uważa lider irlandzkiej partii Aontú Peadar Tóibín.
- Rząd przekonuje, że chce tylko usunąć "seksistowski" język i wyobraża sobie, że magicznie przemienimy się z katolickiej Irlandii w jakąś skandynawską Nirvanę. Dla mnie to obraźliwy, narcystyczny zamach na podstawy naszego prawa - komentuje Laoise de Brún BL, prawniczka, założyciela organizacji The Countess.
Przeciwnicy zmian przekonują, że należy zostawić w konstytucji zapisane w niej uznanie dla kobiet i matek, których praca - jak wyliczono - warta jest 54 tysiące 590 euro rocznie.
Wynik referendum jest niepewny
Nie o pieniądze czy nobilitacje chodzi w tym referendum - odpowiadają zwolennicy głosowania za zmianami.
- To będzie oznaczać, że poszerzymy definicję rodziny, także na osoby samotnie wychowujące dzieci czy pary żyjące bez ślubu. Pozbędziemy się też przestarzałego, seksistowskiego języka o kobietach i uznamy, że opieka mężczyzn jest równie ważna co kobiet - wskazuje Karen Kiernan, prezeska Organizacji One Family.
Konstytucję Irlandii spisano w 1937 roku pod nadzorem i silnym wpływem Kościoła katolickiego. Przez ostatnich 10 lat Irlandia przeszła serię sejsmicznych zmian społecznych wywołanych referendami, legalizując małżeństwa osób tej samej płci i aborcję.
- Po skandalach pedofilskich rola Kościoła zaczęła maleć. Część ludzi straciła zaufanie do duchownych. W referendach Kościół zwykle jest na "nie". Teraz ludzie mogą zagłosować: "nie" - wcale nie z sympatii do Kościoła, tylko dlatego, że pomysły były za mało postępowe - wyjaśnia prof. Jane Suner, politolożka z Dublin City University.
Kłótnia o słowa sprawia, że wynik referendum jest niepewny. Głosowanie w referendum potrwa do godziny 23 polskiego czasu. Frekwencja ma być niska, ale cokolwiek zdecydują głosujący - wejdzie w życie.
Źródło: Fakty TVN