Sporu co do nagród finansowych dla ministrów raczej nie ma. Miażdżąca większość Polaków ocenia je krytycznie. A że pojawiają się nowe fakty, to sprawa pewnie wróci zaraz po świętach.
Politycy PiS woleliby, aby tym razem przy świątecznym stole o polityce rozmawiało się mało, najlepiej w ogóle. Premier Morawiecki też by wolał. W najczarniejszym dla PiS scenariuszu wielkanocne życzenia od premiera nie zostaną zauważone w ogóle, a w rodzinnych dyskusjach o polityce podczas świąt, będzie się rozmawiać o słowach Beaty Szydło, która mówiła o tym, że nagrody dla ministrów "należały się".
Ostatnim istotnym przedświątecznym akcentem dla Prawa i Sprawiedliwości były spadki poparcia w sondażach. Politycy PiS, choć oficjalnie mówią, że nic się nie dzieje, to wiążą je bezpośrednio z regularnymi dodatkami do pensji, które dostawali ministrowie od premier.
- To, z czym Polacy zostają na święta, to myśl, że PiS zmieniło się w "Pazerność i Stołki" - mówi Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna).
Zamiast podwyżek
Regularne premie dla ministrów są doskonale znane. To, że premier stworzyła w rządzie system stałego, comiesięcznego, sowitego dodatku do pensji - również. Dziennik "Fakt" donosi jednak, że zaczęło się to wcześniej, niż na początku zeszłego roku. Wysokie premie Beata Szydło przyznała także w ostatnich miesiącach 2016 roku. Zaczęła dokładnie wtedy, gdy pod presją opozycji i w obawie o reakcję wyborców, PiS zrezygnowało z ustawowych podwyżek, także dla ministrów. Wprowadzono je, ale tylnymi drzwiami.
- Wolałbym, żeby ludzie z opozycji mówili o sowitych nagrodach, które oni przyznawali, gdy rządzili - komentuje Ryszard Czarnecki, europarlamentarzysta PiS. - To były rzadkie przypadki - mówił Donald Tusk w "Tak jest" w TVN24.
Odpowiedź na wezwanie Ryszarda Czarneckiego jest akurat na rękę dzisiejszej opozycji. W oficjalnej odpowiedzi na interpelację poselską, która dotyczy premii dla ministrów i wiceministrów w czasach rządów PO-PSL, można przeczytać, że w 2010 roku premii nie było. W 2011 roku wypłacono dwie premie po 13 tysięcy złotych - sekretarzom stanu Igorowi Stachowiczowi i Pawłowi Grasiowi.
W 2012 roku wypłacono zaledwie jedną premię, dla szefa kancelarii Tomasza Arabskiego. W latach 2013-2015 nagród dla ministrów nie było. W sumie przez pięć lat wypłacono im wszystkim dużo mniej niż w rządzie PiS jednemu ministrowi za jeden rok.
- Pilnowałem sytuacji, by politycy stricte, a więc konstytucyjni ministrowie, a nie urzędnicy niższego szczebla, nie dostawali w ogóle - oświadczył Donald Tusk. Przyznał, że premię dostał rzecznik prasowy jego rządu Paweł Graś, ale on nie był ministrem konstytucyjnym.
Problem ponadpartyjny
Za rządów PO-PSL rzeczywiście były nagrody, ale dla urzędników średniego i niskiego szczebla. Porównywanie nagród dla urzędników z sowitymi nagrodami dla szefów resortów jest zwyczajnie mieszaniem porządków. Nieświadomym lub świadomym.
- Wcześniej czy później każdy rząd będzie się musiał zmierzyć z zasadami, jakie powinny dotyczyć wynagradzania ministrów, wiceministrów, premierów i prezydentów - ocenia Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PiS).
Premier Morawiecki przedstawił projekt likwidacji premii, ale dwa tygodnie później owację za mowę w obronie nagród otrzymała od polityków PiS Beata Szydło.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN