Losy OFE politycznie przypieczętowane. Premier zapowiedział ostateczną likwidację Otwartych Funduszy Emerytalnych, i to jeszcze przed jesiennymi wyborami. Zgromadzone tam pieniądze mają zostać podzielone - jedna czwarta trafi do Funduszu Rezerwy Demograficznej, choć na papierze wciąż będą przyszłych emerytów.
Mateusz Morawiecki w sobotę w Gdańsku kreślił wizje dotyczące naszej przyszłości. Przyszłość naszych pieniędzy - tych, które pozostały jeszcze w OFE - jest już raczej przesądzona.
W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" premier zapowiedział, że "25 procent aktywów OFE, w tym aktywa ulokowane w zagranicznych akcjach i obligacjach, trafiłoby do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Pozostałe 75 procent trafiłoby na specjalne, prywatne konta emerytalne obywateli". Jak to ujął premier, rząd nie chce zabrać, tylko oddać pieniądze Polakom.
- Ani to dawanie, ani zabieranie, bo podejrzewam, że pieniądze zostaną tam, gdzie są, czyli na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, zostaną jedynie przeksięgowane na indywidualne konta emerytalne - komentuje dr Jakub Kwaśny, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
"Mamy subkonta"
Dziś w tym, co pozostało z OFE, wciąż jest około 160 miliardów złotych. W Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD), który podlega pod ZUS i o którym wspomniał premier, jest ponad 40 miliardów złotych. Dzięki zastrzykowi z OFE zasoby FRD mogłyby zostać podwojone. Polacy mają na tym nie stracić.
- W ZUS-ie mamy subkonta emerytalne. Na nie właśnie miałyby trafić te 25 procent aktualnie przenoszonych środków z OFE (które miałyby zasilić FRD - przyp. red.). Te środki zarejestrowane na tym subkoncie służą wypłacie przyszłych emerytur - tłumaczy Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
- Dla ponad 15 milionów przyszłych emerytów jest to bardzo dobre rozwiązanie, dlatego że znaczna część tych środków będzie wreszcie przypisana do indywidualnych kont i będzie własnością Polaków - uważa Agnieszka Nogajczyk-Simeonow, była prezes PTE Allianz Polska SA.
Kolejny rząd sięga po OFE
Sam pomysł podziału pieniędzy z OFE nie jest nowy - brzmi prawie dokładnie tak jak propozycja, która padła prawie trzy lata temu. Wtedy taki "wielki prezent dla społeczeństwa" zapowiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński, a już dwa dni później ówczesny minister finansów Mateusz Morawiecki zwołał konferencję prasową na giełdzie, by uspokajać inwestorów. - Nic nie nacjonalizujemy - mówił.
Mateusz Morawiecki przekonywał wtedy, że to, co proponuje PiS, zasadniczo różni się od tego, co z OFE zrobił rząd PO. Wtedy politycy opozycji wypominali to, co działacze PiS mówili, gdy rząd Donalda Tuska przepisał do ZUS-u 150 miliardów złotych ulokowanych przez OFE w obligacjach Skarbu Państwa.
- Skok na kasę jest ewidentny - mówił wówczas polityk PSL Zbigniew Kuźmiuk. - (Rząd PO - przyp. red.) traktuje Polaków jak stado baranów - ocenił polityk PiS Joachim Brudziński.
Teraz opozycja przypomina nie tylko to, że Mateusz Morawiecki doradzał Donaldowi Tuskowi, lecz też to, że dzięki pieniądzom z OFE księgowo znacząco obniżono dług publiczny. - Poprzedni rząd pokazał, gdzie można skoczyć na pieniądze Polaków. Mianowicie zagrabić podstawową część pieniędzy z OFE, a przekazanie do Funduszu Rezerwy Demograficznej jest kłamstwem. Pieniądze z FRD wszystkie rządy wydawały na bieżące potrzeby - przypomina szef Teraz! Ryszard Petru.
Dokładne plany przeksięgowania pozostałości naszych pieniędzy w OFE mają być znane przed wakacjami.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN