Ma półtora roku, a uratował sąsiadom życie. Gdyby nie jego płacz, skończyłoby się tragedią

04.08.2018 | Ma półtora roku, a uratował sąsiadom życie. Gdyby nie jego płacz, skończyłoby się tragedią
04.08.2018 | Ma półtora roku, a uratował sąsiadom życie. Gdyby nie jego płacz, skończyłoby się tragedią
Dariusz Łapiński | Fakty TVN
04.08.2018 | Ma półtora roku, a uratował sąsiadom życie. Gdyby nie jego płacz, skończyłoby się tragediąDariusz Łapiński | Fakty TVN

Półtoraroczny Filip uratował sąsiadom życie. Kiedy obudził się w nocy zaczął krzyczeć i obudził mamę. I całe szczęście, że mu się udało, bo za oknem były już wtedy płomienie. Tej nocy w Żarowie, na Dolnym Śląsku, każdy pomagał każdemu i dzięki temu wszyscy żyją.

Ma półtora roku i jeszcze nie mówi, ale o nim już się mówi "mały bohater". - Jest małym bohaterem. W ogóle jest alergikiem, a dostał w nagrodę loda. Mógł sobie pozwolić na pierwszego loda w życiu - opowiada pani Anna Jasińska, mama Filipa.

Gdy dorośnie dowie się, że pomógł uratować ludzi z płonącego domu.

- Nieraz mama jest zła, że się obudzi, a wczoraj nie - dodaje pani Ewa Zawiła, babcia Filipka.

Nikt w pożarze wielorodzinnej kamienicy nie zginął. To dlatego, że półtoraroczny chłopczyk ma bardzo lekki sen. Budzi go nawet niewielki hałas. Gdy w sąsiednim mieszkaniu w środku nocy wybuchł pożar, on obudził się pierwszy. Do Filipka wstała mama. Przez okno zobaczyła co się dzieje. Obudziła ojca, a ten z sąsiadami wiedzieli już, co robić.

- Mąż pobiegł, poprzestawiał auta, pobiegł do budynku gdzie się paliło, dzwonił po domofonach i głośno krzyczał - relacjonuje mama Filipka.

Mały bohater

W mieszkaniu na pierwszym piętrze ogień odciął drogę ucieczki babci z dwójką wnuczków. Ale sąsiedzi i na to znaleźli radę. Jeden przyniósł z piwnicy długą drabinę, a drugi pomagał ją rozstawiać. Trzeci uratował życie trojgu ludzi.

- Wyciągnąłem dwójkę dzieci. Pierwsze dziecko, drugie dziecko, a portem babcię - opowiada pan Łukasz Dąbrowski.

- Dzieci miały już twarze okopcone, ale były kontaktowe. Wszyscy zostali zabrani do szpitala - mówi pan Mirosław Becher.

Jedno mieszkanie jest spalone, kilka kolejnych nie nadaje się do użytkowania, ale nikomu z ludzi nic poważnego się nie stało.

- Straż miała do pokonania 12 km ze Świdnicy, a my byliśmy na miejscu - tłumaczy pan Mirosław.

- Ja z Filipkiem schowaliśmy się do auta i czekaliśmy, a potem pojechaliśmy do babci - wspomina Natalia, siostra Filipka.

Władze miasta szukają lokatorom spalonej kamienicy mieszkań zastępczych. Niestety - bez gwarancji, że w pobliżu znów będą mieli takich sąsiadów.

Autor: Dariusz Łapiński / Źródło: Fakty TVN

Źródło zdjęcia głównego: tvn24