To wyjątkowa relacja z pierwszej linii frontu walki z pandemią COVID-19 - wyjątkowa, bo przygotowali ją ci, którzy na tej pierwszej linii walczą. Pracownicy medyczni opowiedzieli o swoich doświadczeniach i problemach, o pacjentach, których uratowali, i o tych, którzy odeszli. Zdjęcia i rozmowy nagrali pracownicy medyczni z czterech szpitali.
Na zdjęciach z Regionalnego Szpitala Specjalistycznego im. dra Władysława Biegańskiego w Grudziądzu widać, jak co chwilę karetki przywożą zakażonych nowym koronawirusem. Obecnie w szpitalu jest 286 pacjentów z COVID-19, z czego 28 walczy o życie. Sa podłączeni do respiratorów.
Sławomir Buczek, lekarz chorób zakaźnych, stwierdza na nagraniu, że jest już w pracy 55. godzinę, czyli trzecią dobę non stop.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Szpitale zmieniły się nie do poznania. Przypominają oblężone twierdze i statki kosmiczne. Na zdjęciach lekarzy widać, jak skomplikowana jest procedura zakładania odzieży ochronnej. Dwie, trzy pary rękawiczek obowiązkowo, do tego kombinezon i maska.
- Przeszkadza nam to, że jest nam bardzo gorąco, niewygodnie, nieraz łatwiej byłoby te wszystkie czynności medyczne wykonać bez kombinezonów, bez tych trzech par rękawiczek - przyznaje Justyna Straszak-Trzeciak, lekarz oddziału covidowego ze szpitala w Bolesławcu.
W tym wszystkim nie ma mowy o łyku wody, choć jest większy wysiłek niż zwykle. Ciężko się też poruszać, co widać zwłaszcza na zdjęciach z zajęć rehabilitacyjnych.
- Staramy się za wszelką cenę w tych trudnych czasach pomagać pacjentom, bo to jest naszą misją - podkreśla Maciej Gołębiewski, fizjoterapeuta z Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Kędzierzynie-Koźlu.
Czasami największy wysiłek nie pomaga
Pacjenci w ciężkich stanach, odizolowani od rodziny, bo wizyt nie ma, widzą codziennie tylko zamaskowane postacie. Trzeba ich nie tylko leczyć i rehabilitować, ale też podtrzymywać na duchu - i takie chwile również widać na zdjęciach lekarzy.
Organizm zaatakowany przez koronawirusa potrafi załamać się nagle. Jest tak wielu pacjentów, których natychmiast trzeba podłączać do ECMO, czyli maszyn natleniających krew, że Lotniczemu Pogotowiu Ratunkowemu od czterech dni pomagają transportować pacjentów wojskowe śmigłowce.
ECMO, płucoserce, to ostatnia deska ratunku dla tych, którym nie pomaga już respirator. Przeżywa tylko co czwarta albo nawet co piąta osoba z COVID-19, której stan jest na tyle ciężki, że musi być podłączona do ECMO.
- To nie jest tak, że ci pacjenci na przykład czekają w szpitalach, aż ktoś pomyśli, żeby ich przekazać do ośrodków referencyjnych. Oni często przychodzą, mówiąc kolokwialnie, "uduszeni" z domu - twierdzi dr hab. Mirosław Czuczwar z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie.
Coraz częściej są to młodzi ludzie.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Szpital Specjalistyczny w Grudziądzu