Przez ostatnich 12 miesięcy na Ukrainie zginęło osiem tysięcy cywilów, a ponad 13 tysięcy zostało rannych - wśród nich jest także Dymian. Chłopiec stracił lewą rękę w wyniku wybuchu bomby kasetowej, ale to go nie załamało, bo - jak mówi - w przyszłości chce być żołnierzem.
5-letni Dymian jest jedną z ofiar wojny w Ukrainie. Chłopiec mieszka razem z mamą w Iziumie, gdzie przez dwa miesiące spędzone w piwnicy nauczył się, jak radzić sobie na wojnie. Chłopiec stracił lewą dłoń w wyniku wybuchu bomby kasetowej. - Widziałem swoją rękę zbombardowaną. W kawałeczkach... krew i mięso. Mięso można było złapać, a krew pryskała - opowiada Dymian.
- Czy to normalne, żeby dziecko tak mówiło? - pyta jego mama. - On już dobrze rozumie, co to znaczy wojna - dodaje kobieta. Mimo wszystko Jana uważa, że jej rodzina miała dużo szczęścia. - Siedzisz w piwnicy i słyszysz, jak bomby na ciebie spadają. Człowiek nie wie, czy wyjdzie z tej piwnicy, czy nie. Czy twoje dziecko przeżyje, czy nie. To było straszne. Ale były też całe rodziny, które poginęły. Znam też taką rodzinę z dzieckiem, gdzie żonie oderwało rękę i nogę, ale mąż jej nie zostawił i stara się rehabilitować - opowiada.
Rehabilitacja Dymiana po wybuchu pozostałości po bombie kasetowej trwała przez siedem miesięcy. Teraz chłopiec ma jeden cel - jak dorośnie chce zostać żołnierzem.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN