Przerabianie gimnazjum na podstawówkę nie wszędzie jest proste. Miasta liczą, ile wydały na ruszającą w poniedziałek reformę. Warszawa mówi o 70 milionach złotych, Gdańsk o 36 milionach. Rząd reformuje, a płacić za to mają samorządy.
- Wizyta pani minister jest wizytą kurtuazyjną. Nie musi nam nic pomagać w gaszeniu pożarów, z czego się bardzo cieszymy i dziękujemy - powiedział Roman Kowalczyk, świętokrzyski kurator oświaty. Podczas wizyty wiceminister edukacji Marzeny Machałek w Kielcach, atmosfera była wręcz doskonała. Tam nauczyciele nie stracą pracy. - Zatrudnialiśmy nauczycieli, ale na pewno nie zwalnialiśmy - mówił Ryszard Mańko, dyrektor X Liceum Ogólnokształcącego w Kielcach.
"Rachunki musimy płacić na dole"
Pani minister jest zadowolona z reformy i przekonuje, że wszystko dobrze się skończyło. - Ja też się cieszę, bo niektórzy samorządowcy krytykowali reformę, zwłaszcza związani z inną opcją, a potem mówili pani minister: my damy radę - powiedziała wiceminister Machałek.
- Nie ma żadnej dyskusji, płacą oczywiście samorządy - mówił Włodzimierz Paszyński, wiceprezydent Warszawy.
W stolicy samorząd jest z innej opcji, ale wcale się nie cieszy. Niechętnie podjął się przemiany gimnazjów w podstawówki. - Wymiana mebelków, wymiana sanitariatów - opowiadał Marek Wąsowski, zastępca dyrektora warszawskiej Szkoły Podstawowej nr 386. Płacąc w sumie w tym roku siedemdziesiąt milionów złotych, rząd zwrócił miastu zaledwie trzy i pół miliona.
- Myślę, że w przygotowywaniu budynków i całej infrastruktury szkolnej nie ma nic z polityki - podkreślił Włodzimierz Paszyński. Podobne zdanie słychać w Łodzi. - Wolałbym te pieniądze wydać na doposażenie i remonty szkół, a nie na fanaberie rządu Prawa i Sprawiedliwości - zaznaczył Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi.
Gdańsk szacuje, że wyda na reformę trzydzieści sześć milionów złotych. Paweł Adamowicz, prezydent tego miasta mówił, że miasto dostało od rządu trzysta tysięcy. - Ktoś w Warszawie wymyśla złą reformę, coś z czym się nie zgadzamy, a równocześnie rachunki musimy płacić my na dole - podkreślił Adamowicz.
Pieniędzy brakuje
25 sierpnia minister edukacji Anna Zalewska, mówiąc o nadwyżkach na kwotę siedmiu miliardów złotych, sugerowała, że samorządy muszą się pogodzić z częścią kosztów. Opozycja mówi, że to autor reformy powinien płacić. - To samorząd ma problem ze zwalnianymi nauczycielami, z likwidowanymi szkołami i z niezadowolonymi rodzicami - powiedziała Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej.
Na stronach MEN wymienia się setki milionów złotych różnych rezerw, z których, jak można przeczytać, samorządy mogą korzystać. Ale pieniędzy przekazanych w czerwcu i lipcu było tylko niecałe pięćdziesiąt trzy miliony w skali całego kraju. Sam Wrocław wydał dziesięć milionów. Zwrotu dostał znacznie mniej - Przyznano nam około półtora miliona - mówił Jarosław Delewski z Urzędu Miasta Wrocław.
Pieniędzy musi być więcej. W Kobierzycach na Dolnym Śląsku, w jednej tylko szkole, wydano dwieście tysięcy złotych na zmiany. Prace będą trwały przez cały rok szkolny i kolejne wakacje.
Autor: Maciej Knapik / Źródło: Fakty TVN