Państwo działa - mówi premier Beata Szydło, która odwiedziła zniszczone gminy w Wielkopolsce. Odbiera meldunki od strażaków, chwali samorządowców i nadrabia straty, bo wojna rządu z samorządem, zwłaszcza po takiej nawałnicy, to czas stracony.
Dla poszkodowanych, wizyta premier Beaty Szydło jest pokrzepiająca, bo daje poczucie, że pomoc przyjdzie. Gospodarski spacer po wielkopolskich gminach, podobnie jak publiczne odbieranie meldunków od strażaków i wojewodów, to próba zatarcia wrażenia, że rząd, w pierwszych dniach i godzinach po potężnej wichurze, zlekceważył skalę żywiołu.
"Pomoc rządu przyszła za późno"
Takie wrażenie starała się zatrzeć szefowa rządu, razem z ministrem infrastruktury i budownictwa Andrzejem Adamczykiem i przy wsparciu samorządowców. Obecny na spotkaniu burmistrz Borku Wielkopolskiego Marek Rożek chwalił rząd i sam został pochwalony. Jednak nie wszyscy przedstawiciele lokalnych władz dobrze mówią o działaniach rządu. - W ocenie wielu mieszkańców Pomorza, pomoc rządu przyszła za późno - mówił Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego.
Każda krytyka rządu ze strony samorządowców z Pomorza, a to tam kataklizm uderzył najmocniej, od kilku dni spotyka się z takimi odpowiedziami przedstawicieli rządu, jak wypowiedź ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Błaszczaka, który mówił, że sytuacja w województwie pomorskim wynika z tego, że jest ono zdominowane przez samorządowców z totalnej opozycji. - Minister Błaszczak jest arogancki i kłamie. Jedynym komentarzem jest wzburzenie - powiedział poseł Andrzej Halicki z Platformy Obywatelskiej. - Przyjdzie czas na rozliczenia, czy nie popełnili błędu samorządowcy, czy przedstawiciele rządu w terenie - uważa wicepremier Jarosław Gowin.
Rozliczanie ze słów
Przedstawicielem rządu w terenie jest wojewoda pomorski Dariusz Drelich, który, w najtrudniejszym momencie po wichurze, nie widział potrzeby wysłania tam wojska. Nikt z rządu do dziś nie skrytykował jego słów o tym, że nie będzie "do zamiatania liści wzywać wojska".
We wtorek, na nadzwyczajnej sesji sejmiku na Pomorzu, radni próbowali wojewodę z tych słów rozliczyć. Ale zanim zszedł z mównicy, unikając trudnych pytań, zdążył powiedzieć coś na swoją obronę. - Wyrwane z kontekstu rozmowy, uzyskane podstępnie zostały użyte do wyprodukowania tak zwanych fake newsów - powiedział.
- Do zbierania gałęzi, do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska. Proszę mnie zrozumieć, że musimy pamiętać o tym, że wojsko jest potrzebne tam, gdzie nie możemy sobie poradzić w inny sposób albo trwałoby to zbyt długo. Rozumiem, że cały czas jest taka atmosfera, że mieszkańcy sobie nie dadzą rady. To nie jest prawda - tak brzmi cała wypowiedź wojewody dla "Faktów", z 16 sierpnia.
W środę na Pomorzu, mieszkańcy, przy pomocy strażaków, musieli walczyć, by po wichurze nie przyszła powódź. Udało się.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN