Nie cichnie sprawa nagrań, na których Mateusz Morawiecki mówił o pieniądzach dla byłego ministra Platformy Obywatelskiej. Opozycja pyta, czy jako prezes prywatnego banku, mówiąc "damy mu stówkę", Morawiecki obiecywał prywatne sto tysięcy, czy pieniądze banku? I składa wniosek, by prokuratura ponownie zajęła się sprawą.
Wyborcy mogą czuć niesmak. Po raz kolejny była okazja, by Mateusz Morawiecki odpowiedział na pytania dziennikarzy o nielegalnie nagraną rozmowę. Nawet na niewygodne i trudne pytania. Ale premier nie chciał odpowiedzieć na żadne z nich.
Wcześniej Mateusz Morawiecki w rozmowie z tygodnikiem "Do Rzeczy" zasugerował, że jej upublicznienie to zemsta mafii VAT-owskiej.
"Korelacja tych wydarzeń z uruchomieniem kolejnych mechanizmów, które blokują wyłudzenia VAT i kontekst kampanii wyborczej niestety mnoży pytania. Czemu nagle czymś, co przecież nowe nie jest, bo mówimy o upublicznionym materiale, który ma kilka dobrych lat, próbuje się brutalizować kampanię" - powiedział szef rządu.
Ale - co istotne - wywiadu premier udzielał zanim dziennikarze usłyszeli fragment rozmowy z restauracji, w którym Morawiecki - wówczas prezes dużego, prywatnego banku - mówił o pieniądzach dla byłego już wtedy ministra ministra skarbu z Platformy - Aleksandra Grada.
- Ja bym spróbował jednak bardziej jednorazowo jakoś. Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu na jakieś badania - powiedział ówczesny doradca Donalda Tuska.
"Lampki czerwone mi się zapalają"
Premier był w tej sprawie przesłuchiwany jako świadek i ma status pokrzywdzonego. To znaczy, że prokurator uznał, że propozycja by dać zarobić byłemu ministrowi z Platformy sama w sobie nie łamała prawa.
"Fakty" pytały w poniedziałek administrację skarbową czy prokuratura - badając ten wątek zwracała się do fiskusa, by sprawdzić czy umowa, o której mowa na nagraniu, została zawarta i zrealizowana. Na razie nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
- Lampki czerwone mi się zapalają. Bo wystawienie nielegalnej faktury to jest wyłudzenie. Tu wyłudzenie od banku - komentuje sprawę Marek Jakubiak z Kukiz'15.
- W okresie, kiedy był nagrywany, był prywatną osobą. Przecież ma status pokrzywdzonego i w tym sensie nie ma w tych nagraniach niczego zaskakującego - uważa jednak Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Zmiana podejścia i wniosek do prokuratury
Opozycja wypomina politykom PiS-u że gdy okazało się, że na potęgę podsłuchiwano polityków Platformy, to PiS mówiło o "taśmach prawdy" i domagało się, by wyjaśnić każdy wątek z tych nagrań. Ale to było, gdy rządziła Platforma Obywatelska.
- Zasadnicza różnica jest taka, że ten kotlet jest odgrzewany, gdy mamy wybory samorządowe - mówi rzeczniczka PiS pytana o zmianę podejścia.
Opozycja złożyła w poniedziałek doniesienie do prokuratury, by ponownie zbadać wątek nielegalnie nagranej rozmowy, w której uczestniczył Mateusz Morawiecki.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN