Zdecydowana większość Polaków z Sądem Najwyższym nie ma i nie będzie mieć do czynienia. Ale obowiązki, kompetencje i odpowiedzialność jego sędziów są ogromne. Dla demokratycznego państwa i jego obywateli Sąd Najwyższy musi być niezależny. Słyszymy to także z Brukseli.
To była ostatnia próba - ostatnia, nieudana próba zmiany decyzji prezydenta. Ostatni apel do PiS-u, by zejść z tej drogi - wtorkowe posiedzenie Sejmu i przemowy polityków opozycji z mównicy.
- Dzisiaj decyduje się przyszłość wolnej Polski - mówił Borys Budka, poseł PO i były minister sprawiedliwości. - My, jako obywatele, nie zgadzamy się na niszczenie praworządności w Polsce i dlatego będziemy dzisiaj przed Sądem Najwyższym - zapowiadała posłanka Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pihowicz.
- Losy naszego kraju rozstrzygają się w tej izbie, a nie w awanturach ulicznych - odpowiadał wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki.
Ocena Timmermansa
Prezydent i wszyscy politycy zdają sobie sprawę z tego, że skrócenie kadencji pierwszej prezes Sądu Najwyższego właściwie kończy etap w miarę spokojnej rozmowy z Brukselą.
Wypowiedź Fransa Timmermansa - sojusznika tych, którzy bronią Sądu Najwyższego i pierwszej prezes Sądu Najwyższego - oddaje obraz rzeczywistości. Krótko i zwięźle.
- Nie odmawiam prawa polskiemu rządowi do reformowania sądownictwa, ale robiąc to, należy uszanować trójpodział władzy i niezależność sądów. Uważamy, że przepisy dotyczące Sądu Najwyższego nie respektują w wystarczający sposób sędziowskiej niezawisłości i rozdzielności władzy - ocenił wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej.
- Ten, kto wspiera i chroni niezależne polskie sądownictwo, ten pomaga Polakom. Ten, kto atakuje lub chce podważyć niezależne sądownictwo w Polsce, szkodzi Polakom. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości - stwierdził z kolei przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk.
Kwestia kontroli
Właśnie dlatego w Konstytucji zapisano długość kadencji pierwszego prezesa SN, czyli ile czasu ma zajmować to stanowisko. By nikt pierwszego prezesa Sądu Najwyższego nie mógł odwołać lub skrócić mu kadencji, ot tak. By politycy, bo im się prezes nie podoba, bo wydaje orzeczenia, z którymi oni się nie zgadzają, bo mają takie widzimisię, nie mogli powiedzieć "tej pani/temu panu już dziękujemy".
- Naród musi móc realizować postanowienia konstytucyjne swojej zwierzchniej władzy względem wszystkich władz - stwierdził Stanisław Piotrowicz, poseł PiS i przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. To jest naczelny kontrargument PiS-u za skróceniem konstytucyjnej kadencji.
- Ja nie zauważyłem, żeby naród miał kontrolę nad jakąkolwiek władzą w Polsce, w szczególności nad politykami. Naród najczęściej służy wyłącznie demagogicznym odniesieniom dla uzasadnienia woli większości parlamentarnej - skomentował słowa Piotrowicza prof. Maciej Gutowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu.
Ważne kompetencje
Władza dokonuje właśnie personalnego przewrotu w sądzie, który jest najważniejszym, najwyższym, nie tylko z nazwy.
To Sąd Najwyższy - po pierwsze - stwierdza, czy wybory były ważne. Po drugie - to sędziowie Sądu Najwyższego interpretują niejasne przepisy. To ma kolosalny wpływ na wyroki, które zapadają w innych sądach.
Po trzecie - to w Sądzie Najwyższym jest sąd dyscyplinarny. Czyli sąd dla sędziów. To ogromna władza. Po czwarte - do Sądu Najwyższego może w końcu trafić każda sprawa z sądów powszechnych, każdego Kowalskiego.
W tym tygodniu odbyły się protesty przeciwko zmianom w sądownictwie. Dziś, po dwóch latach rewolucji w wymiarze sprawiedliwości, nie są już masowe. Gdy do Trybunału Konstytucyjnego wprowadzano tak zwanych sędziów-dublerów, protesty pokazały właściwie niewidywaną w Polsce skalę mobilizacji.
To widmo - widmo wprowadzenia sędziów-dublerów - wisi dziś nad Sądem Najwyższym.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN