Dlaczego, wbrew procedurom, powstały kopie nagrania z paralizatora? Komu i po co były potrzebne, skoro powstały aż cztery i skoro policja oficjalnie przyznawała, że filmu nie zna. Po śmierci Igora Stachowiaka na wrocławskim komisariacie, jest kolejne śledztwo prokuratury.
Już w dniu śmierci Igora Stachowiaka policjanci skopiowali nagranie z paralizatora Taser X2, którym torturowano 25-latka kilkanaście minut przed jego śmiercią.
- Nie mam żadnych wątpliwości, że na pewno nie zostało to zrobione po to, żeby pomóc sprawie, tylko żeby się przygotować jak się bronić i w jaki sposób - twierdzi Maciej Stachowiak, ojciec Igora.
Kto w policji oglądał ten film? Dlaczego, wbrew procedurom, zaraz po śmierci chłopaka skopiowano nagranie? W czyich szufladach leżały jego kopie? Na te pytania do końca września ma odpowiedzieć prokuratura Okręgowa w Opolu.
- Analizowane jest zarówno zachowanie funkcjonariusza, który polecił wykonanie kopii, jak i funkcjonariusza, który te kopie wykonał. A także administratora bezpieczeństwa informacji, który umożliwił dostęp do tych materiałów - informuje prokurator Stanisław Bar z prokuratury rejonowej w Opolu.
Żeby policja mogła się przygotować
Kiedy półtora roku temu pokazaliśmy w "Faktach" TVN nagranie, które zostało zarejestrowane w toalecie komisariatu, najwyżsi przedstawiciele policji przekonywali, że są mocno zaskoczeni jego istnieniem. Wielokrotnie przekonywali, że policja nie mogła wyciągnąć konsekwencji dyscyplinarnych wobec policjantów, bo wielokrotnie bezskutecznie zwracała się do prokuratury prosząc o nagrania.
- My tego nagrania nie znaliśmy. Później prowadzący postępowanie dyscyplinarne przeciwko funkcjonariuszowi, który używał Tasera w komisariacie policji, trzykrotnie zwracał się do prokuratora - mówił w 2014 roku inspektor Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji.
- Skoro występowały trzykrotnie do prokuratury o przekazanie tego materiału, no to wynika z tego, że nie widziały tego nagrania - podkreślał w maju 2017 Komendant Główny Policji Jarosław Szymczyk.
Dzięki postępowaniu Opolskiej Prokuratury wiadomo już, że policja doskonale znała to nagranie od pierwszego dnia śledztwa.
- Bo jeśli ktoś, rzekomo tutaj prokurator w Opolu mówi, że w dobrej wierze mógł to kopiować, to dlaczego nie przyznał się do tego wcześniej, że taka kopia została zrobiona? Tylko w momencie kiedy prokuratura prowadzi to śledztwo. Ja nie mam żadnych wątpliwości, że chodziło o to, żeby mataczyć w tej sprawie, żeby policjanci się mogli przygotować - twierdzi ojciec Igora Stachowiaka.
Policjanci zrobili własne kopie nagrań, zanim jeszcze na miejscu pojawiła się prowadząca sprawę prokurator.
Pytania bez odpowiedzi
- Wiadomo, że skopiowano to nagranie do laptopa i, jak później ustalono, wykonano cztery kopie tego nagrania - uważa Marcin Rybak z "Gazety Wrocławskiej"
- Jeśli ten materiał był szeroko dostępny w tym wewnętrznym gronie policjantów, to siłą rzeczy na jego bazie mogli oni przygotowywać swoje wyjaśnienia. Mogło też to zniekształcić ich późniejsze wypowiedzi w procesie - stwierdza Łukasz Chojniak, adwokat.
Pytanie do czyjej szuflady trafiły kopie kluczowych nagrań? Kiedy przez ponad rok policja utrzymywała, że ich nie ma... To pytanie do dziś pozostaje bez odpowiedzi.
Warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie dziennikarza "Faktów" TVN Wojciecha Bojanowskiego i jego informatora. Postawienia im zarzutów w związku z "rozpowszechnianiem bez zezwolenia wiadomości ze śledztwa" domagali się policyjni związkowcy.
Autor: Wojciech Bojanowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN