10 kwietnia raportu podkomisji smoleńskiej raczej nie będzie, do żadnego "objawienia prawdy" nie dojdzie. Mimo, że w październiku 2017 roku Jarosław Kaczyński podczas miesięcznicy zapowiadał "ostateczne raporty", a Antoni Macierewicz zapowiadał opublikowanie raportu "wiosną", teraz były szef MON przekonuje, że mówienie o ostatecznych raportach to "nieporozumienie" i "medialna kreacja".
W sprawie raportu Antoniego Macierewicza z prac tak zwanej podkomisji smoleńskiej gubią się nawet politycy Prawa i Sprawiedliwości.
- Wiem, że w przestrzeni medialnej pojawiają się różne informacje. Nie będę tego komentowała, żeby atmosfery nie podgrzewać. Poczekajmy na to, co będzie w kwietniu. Wczorajsza wypowiedź Antoniego Macierewicz była jednoznaczna. Ja mogę powiedzieć: do kwietnia niedaleko, zobaczymy, kto ma rację - mówi rzeczniczka PiS Beata Mazurek.
- Nie, to nie jest tak, że ja zapowiadałem raport. To jest nieporozumienie, jakaś medialna kreacja - mówił sam Antoni Macierewicz, zapytany w Radiu Warszawa o to, czy w kwietniu można się spodziewać raportu podkomisji smoleńskiej.
Odpowiedział tak pomimo tego, że w październiku 2017 roku mówił, że raport zostanie opublikowany "wiosną".
Ostateczny czy techniczny?
Antoni Macierewicz w różnych momentach a to zapowiadał raport, a to zapewniał, że go nie zapowiadał, a był nawet moment - w styczniu 2018 roku - że zapowiadał tylko raport częściowy - "techniczny".
O raporcie ostatecznym mówił Jarosław Kaczyński, gdy zapowiadał koniec miesięcznic. Mówił o prawdzie "której jeszcze dzisiaj nie znamy" albo o "stwierdzeniu, że tej prawdy nie da się ostatecznie ustalić". Kaczyński mówił także, że "powinniśmy też mieć ostateczne raporty".
- Był postulat, żeby w tym czasie opublikować informacje, które w danym momencie zostaną przez komisję ustalone. I takie informacje zostaną opublikowane. Ale na pewno nie będzie to raport ostateczny - tłumaczy teraz Macierewicz.
- Nawet Kaczyński już wie, że te dwa lata działania podkomisji to jedna wielka kompromitacja - ocenia Marcin Kierwiński (PO).
Efekty prac
Na razie wynik prac podkomisji to zero dowodów na zamach. Rok temu była prezentacja poświęcona atakowi bombą termobaryczną, ale bez dowodów, za to z nagraniem zniszczenia baraku, który miał pokazać skutki zniszczenia kokpitu taką bombą. Po tej prezentacji opozycja złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez podkomisję.
Prokuratura odmówiła wszczęcia dochodzenia, bo uznała, że podkomisja sporządziła "film dokumentalny", którego nie można uznać za dowód.
W 2016 roku komisja wydała dwa miliony złotych. Zeszłoroczny budżet wynosił już sześć milionów złotych. W 2018 roku jest tak samo duży. Coś, co nawet prokuratura nazywa filmem, którego treść nie ma znaczenia prawnego, było największym dokonaniem tej podkomisji.
- Antoni Macierewicz nie opuścił swojego gabinetu przy Klonowej, jeździ służbowym samochodem ochranianym przez Żandarmerię Wojskową. Więc on nie odda tych przywilejów służbowych, kończąc pracę podkomisji. Będzie udawał - komentuje Sławomir Neumann (PO).
W ciągu roku smoleńska podkomisja ma już trzeciego przewodniczącego - ministra, który ją powołał, by zbadała okoliczności katastrofy. Katastrofy, którą - jeszcze jako poseł - Macierewicz nazywał zamachem. Czasami.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN