Z medycznego punktu widzenia, podczas operacji pacjentka trzykrotnie była bliska śmierci. Celowo. Lekarze ze szpitala w Bytomiu zatrzymywali akcję serca na kilkadziesiąt sekund, by szybko zoperować tętniaka. Chodziło o to, by odciąć dopływ krwi do mózgu.
Nagłe i nie do wytrzymania bóle głowy. Badania potwierdziły najgorsze podejrzenia. Nie dość, że tętniak, to zlokalizowany najgorzej jak to możliwe. Tradycyjna operacja mogłaby się zakończyć nieodwracalnymi zmianami w mózgu.
Potrzeba nowego podejścia
W tym przypadku, nie było możliwości założenia specjalnego klipsa, by odciąć dopływ krwi do tętniaka. Jego pęknięcie byłoby katastrofą. - Pęknięcie tętniaka może być w takiej lokalizacji, że my nie jesteśmy w stanie w ogóle zatrzymać krwawienia z niego, bez zamknięcia tętnicy szyjnej. Na stałe, takie zamknięcie może skutkować rozległym udarem niedokrwiennym mózgu - tłumaczy dr Jacek Trompeta, neurochirurg z Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 4 w Bytomiu.
Stąd pomysł, by ratować życie pacjentki poprzez chwilowe wyłączenie jej z życia. Lekarze zatrzymali serce pani Anety 3 razy. Za każdym razem na 30 sekund. Gdy krew przestała krążyć, bezpiecznie zaklipsowali tętniaka i opróżnili go z krwi.
Niedotlenienie mózgu też grozi śmiercią, ale okazuje się, że na stole operacyjnym, śmierć można mieć pod kontrolą. - Zatrzymanie krążenia było poprzedzone stanem znieczulenia ogólnego, anestezji. Przygotowaliśmy naszą pacjentkę na sytuację, która wystąpiła, w związku z tym było to znacznie bezpieczniejsze - mówi dr Marek Czekaj, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii z Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 4 w Bytomiu.
Poszło zgodnie z planem. Na pytanie o pierwsze myśli po przebudzeniu, pani Aneta Daniel-Cudok odpowiada: "widzę, słyszę, ruszam kończynami, wiem jak się nazywam, gdzie jestem, także super".
- Mąż, brat, siostra - wszyscy panikowali, choć niewiele osób wiedziało. Ja byłam spokojna i ich uspokajałam - opowiada pani Aneta.
Ryzyko się opłaciło
Lekarze, którzy operowali panią Anetę, podjęli się operacji w Polsce pionierskiej. Podobnych zabiegów przeprowadzono na świecie zaledwie kilka.
Nie mogli uczyć się na cudzych błędach. Od razu musieli wiedzieć, jak zadziałać bezbłędnie. - Zawsze się mówi, że operator powinien stosować technikę taką, jaką najlepiej umie. Jednak technika nie była problemem - powiedział dr Jerzy Pieniążek, dyrektor Wojewódzki Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu.
Problemem było takie dowodzenie pracą serca, by nie pracowało wtedy, gdy chce tego chirurg. - Dopiero zdobywamy doświadczenie, a naszą wiedzę, pozwalającą bezpiecznie przeprowadzić znieczulenie, czerpaliśmy jedynie z literatury i doniesień światowych - mówi dr Marek Czekaj.
Zespół lekarzy pani Anety ma już pomysły na kilka kolejnych pionierskich wyzwań.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN