Adoptowali chłopca porzuconego przez rodziców i nie przeraziła ich jego niepełnosprawność. Po czterech latach opieki zderzają się ze ścianą niemożności. Mateusz, aby poprawnie się rozwijać, potrzebuje wsparcia i pomocy specjalistów. Niestety w specjalnym przedszkolu ich brakuje.
Siedmioletni Mateusz urodził się z wadą serca. Musiał być też żywiony dojelitowo. Przez trzy lata mieszkał w szpitalu, bo biologiczni rodzice go porzucili, a potem przez długi czas nikt nie chciał go adoptować. Wreszcie znaleźli się państwo Borkowscy.
- Żeby go nauczyć jeść, musieliśmy pokonać barierę lęku. To było naprawdę ciężkie, ale udało nam się. Zaczęliśmy od papek, teraz Mateusz je kotlety, kanapki - je wszystko - opowiada mama chłopca, Dorota Borkowska.
Dzięki kochającym rodzicom Mateusz zrobił ogromne postępy. Siedmiolatek nie może jednak pójść do szkoły, bo z powodu trzyletniego pobytu w szpitalu i braku domu ma kilkuletnie opóźnienie w rozwoju - emocjonalne i poznawcze.
To wszystko może nadrobić w specjalnym przedszkolu, między rówieśnikami. Nowi rodzice mu takie znaleźli, jednak pojawił się problem.
- Problem jest w tym, że jeśli przedszkole integracyjne nawet przyjmie Mateusza, to nie jest ośrodkiem, który jest w stanie zapewnić mu rehabilitację, taką żeby to dziecko wyprowadzić - wyjaśnia ojciec chłopca, Daniel Borkowski.
W Warszawie brakuje specjalistów
W Specjalnym Przedszkolu Terapeutycznym Towarzystwa Przyjaciół Dzieci im. Sue Ryder w Warszawie po prostu brakuje specjalistów, między innymi nie ma pedagoga dla osób z niepełnosprawnością intelektualną.
- Nie mamy terapeuty, który mógłby Mateusza tutaj wspierać i wspomagać. A potrzebujemy dla Mateusza bardzo intensywnej terapii, bo powinien mieć zajęcia z logopedą, z terapeutą komunikacji, z psychologiem i pedagogiem - tłumaczyła Maria Bogucka, psycholog Specjalnego Przedszkola Terapeutycznego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci im. Sue Ryder.
- Przegrywamy z wolnym rynkiem. Bardzo często nauczyciele, którzy wcześniej myśleli o pracy pedagogicznej teraz wybierają pracę w dyskontach spożywczych, bo te oferują im dużo większe zarobki - wyjaśnia dyrektor przedszkola Arkadiusz Adamecki.
Specjalistów szuka przedszkole i rodzice Mateusza - nawet przez internet. Problem polega na tym, że brakuje ich w całej Warszawie. Rodzice, którzy adoptowali ciężko chorego chłopca i poświęcili mu całe swoje życie są rozgoryczeni, że w szukaniu pomocy dla syna zostali sami.
- My otoczyliśmy go opieką, miłością. Udało nam się przejść przez operacje i zabiegi. Natomiast pozostaliśmy sami, bo nie ma wsparcia i ukierunkowania, co mamy robić - mówi mama Mateusza.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24