Rodzice uczniów szkoły podstawowej w Błaszkach poskarżyli się księdzu na dyrektorkę placówki. Powód: kobieta wspiera syna - geja i była na marszu równości. Zaniepokojeni rodzice się nie podpisali, nie wiadomo więc, kto konkretnie jest oburzony. Wiadomo, że ksiądz interwencji nie planuje.
"Zło, które dotarło z Zachodu" i "zaraza LGBT+" to zmartwienia, o których parafianie z Błaszek, miejscowości w województwie łódzkim, nie powiedzieli księdzu osobiście. Za najlepszą formę skargi uznali anonimowy donos.
"Niedawno nasze dzieci (...) natrafiły na zdjęcia, gdzie dyrektorka Sulwińska ze swoją rodziną świętowała na paradzie równości w Poznaniu. Obwieszeni tęczową flagą i innymi symbolami LGBT+, także orłem na tęczowym tle, doskonale się bawili. To okropne. Jak mamy wytłumaczyć naszym dzieciom, że to zło, jeśli dyrektor szkoły popiera i reklamuje LGBT+" - czytamy w donosie wysłanym do księdza kanonika Jerzego Mikołajewskiego.
Nauczycielka od 23 lat
Aneta Sulwińska pełni obowiązki dyrektora szkoły podstawowej w Błaszkach. Uczy w niej od 23 lat. Syn powiedział jej osiem lat temu, że jest gejem. Informacja ta nie była dla niej łatwa do przyjęcia, ale od tamtej chwili chodzi wraz z synem na marsze równości.
To rodzicielskie wsparcie wytknęli jej rodzice uczniów ze szkoły, którą kieruje. Poprosili o przekazanie donosu radzie parafialnej. Zamiast tego proboszcz pokazał list dyrektorce, zapewniając, że z jego strony nie musi się niczego obawiać.
- Każda matka na moim miejscu postąpiłaby, powinna przynajmniej postąpić, tak samo - stwierdziła pani Aneta Sulwińska. - Boję się każdego dnia, że może go coś złego spotkać, no bo wiele osób homoseksualnych gdzieś tam jest napiętnowanych - przyznała.
O anonimowym liście rodziców zrobiło się głośno po tym, jak historię opisał w internecie Mateusz Sulwiński, syn pani Anety. - Dla niej mogła to być pewna nowość, w jaki sposób można być dotkniętym homofobią, samemu nie będąc osobą LGBT+ - skomentował.
"Ona musi wybrać"
Zapytaliśmy mieszkańców Błaszek o opinię w tej sprawie.
- Ona musi wybrać: albo tego synusia geja, albo szkołę - orzekła jedna z rozmówczyń reporterki.
- To jest jej dziecko. Dlaczego ona ma się go wyprzeć albo nie pomagać mu? Moje dziecko chodzi do szkoły, gdzie pani właśnie jest dyrektorką, i ja nie widzę w tym nic złego - stwierdziła inna.
- Moim zdaniem daje zły przykład. Gejem czy lesbijką się stajemy. To jest brak jakiejś miłości, zaniedbanie ze strony rodziców - ocenił kolejny mieszkaniec miasta.
"Przeżywają porzucenie"
Orientacji seksualnej się nie wybiera, od dawna mówią to psycholodzy. Namawiają rodziców do wspierania dzieci, zwłaszcza, jeśli otoczenie je piętnuje. - Przeżywają porzucenie. Ich poczucie bezpieczeństwa, ich poczucie własnej wartości, leży wtedy w gruzach - tłumaczyła Aleksandra Piotrowska, psycholog dziecięcy.
Aneta Sulwińska mimo wszystko planuje być na każdym organizowanym przez syna marszu.
Do anonimu nie przyznał się nikt.
Autor: Maria Mikołajewska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24