Od sześciu lat stoją na posterunku. Czy ich misja właśnie się kończy? Biuro Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze nigdy nie odmawia pomocy. Teraz musi o nią poprosić. Bo im dłuższy spis uratowanych zwierząt tym dłuższy spis zobowiązań. Za chwilę do drzwi zapuka komornik.
Całe życie spędził na łańcuchu przyczepionym do stalowej liny. W błocie i brudzie. Ale Teodor został uratowany i teraz przechodzi rehabilitację. Musi - ma uszkodzony kręgosłup i niedowład kończyn. - To jest naprawdę pies po ciężkich przejściach. On był w bardzo złych warunkach i trafił na niedobrych ludzi. Tak to mogę powiedzieć delikatnie - opisuje Maciej Koliński, weterynarz z przychodni "Help" w Zielonej Górze. Nie byłoby leczenia i spacerów, gdyby Teodor nie miał szczęścia trafić na dobrych ludzi. Biuro Ochrony Zwierząt z Zielonej Góry, ocaliło już setki psów, a także wiele koni i innych zwierząt przetrzymywanych w fatalnych warunkach.
Ale dobro kosztuje. - Sytuacja jest tragiczna. Długi przerastają możliwości, codziennie dostajemy zgłoszenia o kolejnych interwencjach, o kolejnych cierpiących psach i nie jesteśmy w stanie wszystkim pomóc - mówi Katarzyna Rydzak, inspektor Biura Ochrony Zwierząt w Nowej Soli.
BOZ nie ma własnego schroniska. Uratowane psy umieszcza w hotelach dla zwierząt i domach zastępczych, gdzie czekają na dom prawdziwy. Ktoś jednak musi opłacać pobyt, leczenie i żywienie. Płaci Biuro. I to niemało.
- Wiele osób nam mówiło: przestańcie odbierać zwierzęta, bo za chwilę będziecie mieć komornika. No ale nie mogliśmy odmówić zwierzęciu, któremu nikt nie chciał pomóc - wspomina Izabela Kwiatkowska z Biuro Ochrony Zwierząt.
Bazarek dla zwierząt
Dług BOZ-u to aktualnie dwadzieścia tysięcy złotych. Niby niewiele, ale pod warunkiem, że się je ma. BOZ stara się zawalczyć o każdy grosz.
Uruchomił w internecie tak zwany bazarek. Wiele rzeczy tam wystawionych pochodzi od darczyńców, wiele to prywatne przedmioty wolontariuszy Biura Ochrony Zwierząt. - Kolega na przykład niemalże całej swojej biblioteki sie pozbył, przekazał ją własnie na bazarek. No, wszyscy dajemy to, co mamy. Żeby zarobić - mówi Kwiatkowska.
Dzięki temu, taki na przykład Bartuś, jest teraz wyjątkowo pozytywnym, energicznym i wesołym pieskiem. A jeszcze parę dni temu był to przerażony, przywiązany do łańcucha skołtuniony kłąb brudnej sierści. Ale to już nie wróci.
Psiak jest teraz w domu zastępczym u pani Gerdy, która już znalazła dla niego nowych opiekunów. - Smutna prawda jest taka, że na łańcuchu zostały jeszcze dziesiątki i setki takich psów. I nie ma za co im pomóc - mówi pani Gerda.
Autor: Paweł Abramowicz / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24