Czy za telefoniczną wpadką prezydenta stoi Federacja Rosyjska? O takiej możliwości mówi szef kancelarii premiera. Szef kancelarii prezydenta milczy, choć to o jego dymisję głośno pyta opozycja. Głowy, owszem, poleciały. Pracę stracił urzędnik i sekretarka. W Nowym Jorku.
"Fakty" TVN jako pierwsze poinformowały, że za to, iż prezydent przez 11 minut rozmawiał z rosyjskim komikiem, myśląc że rozmawia z sekretarzem ONZ, pracę stracił szef wydziału politycznego w polskim przedstawicielstwie przy ONZ i sekretarka. Nikt więcej.
- W moim przekonaniu gruntowna analiza powinna dać odpowiedź na pytanie, czy jakieś dalsze kroki powinny być podjęte - mówi Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera.
Pani sekretarka i urzędnik zostali wskazani i ukarani jako ci, którzy nie zweryfikowali, że za fałszywymi mailami kryją się rosyjscy komicy, a nie szef ONZ. Uznano zatem, że to tylko oni odpowiadają za to, że prezydent Duda był przez 11 minut odpytywany przez Rosjanina o to, czy koronawirus przyszedł z Ukrainy lub o to, czy Polska chciałaby przejąć od Ukrainy Lwów.
- Powinniśmy wyciągnąć wnioski, sprawdzić, w którym miejscu system nie zadziałał - uważa Jadwiga Emilewicz, wicepremier.
Analiza, o której mówi wicepremier, nie jest analizą odpowiedzialności politycznej, a analizą procedur, które zawiodły. Odpowiedzialności politycznej nie poniósł nikt, bo taką nie jest zwolnienie z pracy dwojga urzędników, którzy tego dnia w Nowym Jorku mieli dyżur w placówce.
- Klasyczny mechanizm charakterystyczny dla biurokracji. To znaczy bardzo często szuka się bardzo szybko winnych, najczęściej są to niskiej rangi urzędnicy - tłumaczy Krzysztof Liedel, ekspert do spraw bezpieczeństwa, Collegium Civitas.
Działania dezinformacyjne?
- Szef kancelarii powinien się oddać do dyspozycji prezydenta, zgłosić gotowość swojego odejścia - mówi Bartłomiej Sienkiewicz z Koalicji Obywatelskiej, były minister spraw wewnętrznych.
U boku Andrzeja Dudy za kontakty międzynarodowe i za rozmowy z zagranicznymi przywódcami odpowiada Krzysztof Szczerski. To jego od czwartku wywołuje opozycja.
- Wina leży w kancelarii prezydenta. W Warszawie, w pałacu - mówi Agnieszka Pomaska z KP Koalicji Obywatelskiej, Platformy Obywatelskiej.
- To nie polskie służby ujawniły, nie kancelaria prezydenta ujawniła, tylko ujawniły rosyjskie służby - wskazuje Marek Biernacki, były minister spraw wewnętrznych i administracji z Koalicji Polskiej, PSL.
To sugestia byłego szefa służb specjalnych, że instytucje odpowiedzialne za ochronę prezydenta do końca nie wiedziały o rosyjskiej prowokacji. To też wyraźna sugestia, że telefon do prezydenta nie był jedynie żartem rosyjskich komików. Co, wydaje się, że przesądził już także polski rząd.
- To oczywiście były działania, my tak to oceniamy, dezinformacyjne Rosji. Mające na celu być może być może nawet pewne poróżnienie Polski i Ukrainy. Wskazują na to zadawane pytania - poinformował Jacek Czaputowicz, szef MSZ.
Zdaniem Michała Dworczyka dobór osób do przeprowadzenia takiej operacji może wskazywać na to, że jest to operacja prowadzona w ramach działań dezinformacyjnych Federacji Rosyjskiej. Dwaj Rosjanie, którzy nagrali Andrzeja Dudę, nagrali wcześniej choćby Borisa Johnsona, Emmanuela Macrona czy Aleksandra Łukaszenkę. Robili to w momentach, gdy rosyjskim władzom mogło zależeć lub zależało na osłabieniu pozycji tych polityków.
- Głowa jednego z większych państw europejskich dzisiaj jest pozbawiona całkowitej ochrony służb specjalnych - uważa Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu z KP Koalicji Polskiej, PSL.
Nic nie wiadomo o tym, by także w służbach ktoś poniósł konsekwencje za dopuszczenie do tego, że ta rozmowa w ogóle się odbyła.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN