Akademik Łomonosow to pierwsza na świecie pływająca elektrownia jądrowa, która rusza w dziewiczy rejs. Kierunek - Arktyka. Dla Rosji to ziemia obiecana. Cenna nie tylko ze względu na ropę i gaz. Kreml szacuje zyski, a ekolodzy straty. I alarmują - dwa rektory na niespokojnych wodach - to przepis na katastrofę.
Pływająca elektrownia atomowa jest dla Rosjan przykładem rewolucji naukowo technicznej, chociaż nie ma silników, trzeba ją holować, a z daleka przypomina statek handlowy.
- To bardzo ważny projekt dla Rosji, ale też dla świata. Po raz pierwszy w dowolnym miejscu mórz i oceanów można umieścić źródło energii elektrycznej dla miast, zakładów przemysłowych i platform wiertniczych - mówi Leonid Primak z Rosyjskiej Akademii Gospodarki Narodowej i Służby Państwowej przy prezydencie Rosji.
W superwytrzymałym hangarze ustawionym na pływającej platformie ukryte są dwa reaktory atomowe. Para wodna, którą produkują, napędza turbiny o łącznej mocy 70 megawatów. Wystarczy dla stutysięcznego miasta. Oprócz tego Akademik Łomonosow, zacumowany przy nabrzeżu, może dostarczyć gorącą i odsoloną wodę.
- Według nas może być bardzo niebezpieczny. Jest czasami nazywany "pływającym Czarnobylem". To barka, która będzie zacumowana w surowych warunkach Arktyki. Piętrząca się kra może ją uszkodzić, a sztorm może wyrzucić na brzeg - przekonuje Andriej Ałłachwierdow z Greenpeace Rosja.
Rozgrywka o złoża
Ale dla rosyjskich władz ta pływająca elektrownia to ważny element programu podboju Arktyki, obszaru o strategicznym znaczeniu dla Moskwy. Globalne ocieplenie powoduje, że lodów na Dalekiej Północy jest coraz mniej, za to coraz więcej udokumentowanych złóż surowców naturalnych.
12 lat temu Rosjanie ustawili swoją flagę z tytanu na dnie morza, dokładnie na biegunie północnym. A teraz proszą ONZ, by uznał ich prawa do szelfu kontynentalnego aż do samego bieguna.
- Dzisiaj na Arktykę przypada ponad 10 procent wszystkich inwestycji w Federacji Rosyjskiej. I jestem przekonany, że znaczenie czynnika arktycznego w gospodarce kraju będzie wyłącznie rosło – stwierdził 9 kwietnia prezydent Rosji Władimir Putin.
Wysokie zyski
Na rosyjskich obszarach związanych z Daleką Północą - to w sumie osiem regionów - mieszka dwa i pół miliona ludzi, czyli zaledwie dwa procent mieszkańców Rosji. Ale tworzą 20 procent PKB. O rosyjskie interesy w regionie mają zadbać specjalnie powołane i wzmacniane wojska arktyczne. I nowe bazy wojskowe za kołem podbiegunowym.
- Arktyka dla Rosji to nie jest po prostu strefa interesów. To nasz dom. Ważne są nie tylko surowce naturalne, ale - może nawet ważniejsze - szlaki komunikacyjne - mówi Siergiej Pisariew, szef Grupy Polarnej Oceanologii Instytutu Oceanologii Rosyjskiej Akademii Nauk.
Przede wszystkim ten najważniejszy: Północny Szlak Morski. O wiele krótszy niż trasa przez kanał Sueski. Każdy rejs statku transportowego czy tankowca płynącego wzdłuż północnych wybrzeży Rosji pozwoliłby zaoszczędzić dziesiątki, a nawet setki tysięcy dolarów.
Surowce naturalne Arktyki będą dostępne nie wcześniej niż za kilkadziesiąt lat, ale Kreml doskonale rozumie, że w historii świata to zaledwie chwila. Już teraz trzeba walczyć z międzynarodową konkurencją, która też chciałaby sięgnąć po bogactwa dalekiej północy.
Autor: Andrzej Zaucha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: YouTube/osatom