Polityczna wymiana zdań szybka jak ping-pong. Z jednej strony poseł mnożący pytania, a z drugiej minister, który czasu marnować nie lubi i na każde z pytań odpowiada jednym słowem. Najzabawniejsze w tej historii jest to, że obaj są teraz w jednym rządzie.
Minister Ardanowski - zdaje się - nie ceni swojego młodego kolegi z rządu, Adama Andruszkiewicza, a poziom jego pytań porównuje do poziomu szkoły podstawowej.
Na poselską interpelację Andruszkiewicza, który zapytał jak wygląda podsumowanie rocznych prac ministerstwa, Ardanowski odpowiedział jednym słowem - "znakomicie". Na pytanie, które z prac są priorytetowe odpowiedział - wszystkie.
Zdawkowe dwa słowa są niewiele warte, ale tak samo, jak niewiele warte są same pytania Andruszkiewicza - mówią politycy PiS.
- Tylko służą statystykom wyborczym. Posłowie chcieliby na przykład mieć najwięcej wystąpień w Sejmie i tym się pochwalić przed swoimi wyborcami, albo mieć najwięcej interpelacji - tłumaczy Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu.
Taśmowe interpelacje
Marszałek Terlecki może mieć rację, bo poseł Andruszkiewicz pisał interpelacje taśmowo. Prawie 900, na każdy temat. Ich ilością chwali się w życiorysie, ale o ich jakości milczy.
Przykładem niech tu będzie interpelacja w sprawie nazw pociągów, że pociągi o nazwie Świętopełk i Dionizos mogą promować okultyzm.
Pasażerowie uważają, że takie zapytania "to pierdoły". Podobnie chyba myśli też minister Ardanowski. Oprócz okultyzmu w PKP Andruszkiewicza interesowała między innymi armia - ćwiczenia i umundurowanie.
W sprawie interpelacji ciekawe są daty. Andruszkiewicz jako poseł wysyłał taśmowo identyczne pytania jak te wysłane do Ministerstwa Rolnictwa do wielu ministerstw z datą 21 grudnia. Tydzień później sam został wiceministrem cyfryzacji, czyli jednym z adresatów własnych zapytań.
Interpelację skasował, by nie musieć na nią samemu odpowiadać.
Autor: Maciej Knapik / Źródło: Fakty TVN