40 lat temu komuniści wprowadzili w Polsce stan wojenny. Dla jednych oznaczał śmierć, dla innych więzienie, dla jeszcze innych zniewolenie, strach i cenzurę. Działacze tamtej Solidarności dzisiaj najczęściej mówią, że nie walczyli o Polskę dokładnie taką, jaka jest w tej chwili, ale zawsze podkreślają, że było warto.
Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku to, jak mówią działacze tamtej Solidarności, nie był koniec marzeń o innej, lepszej Polsce.
Byli pewni, że czołgi na ulicach, internowania, pacyfikacje - wojna wytoczona przez władzę ludową własnemu narodowi - to tylko pewien etap walki o lepsze jutro.
- Może będzie źle, może będzie tak, że nas wywiozą na Sybir. Nikt tego nie wiedział. Może nawet nas rozwalą. Parę razy mierzyli do mnie z pistoletu i z kałacha w tym okresie, ale jak widać, udało się - wspomina Zbigniew Janas, działacz opozycji w czasach PRL.
Dla wielu działaczy opozycji stan wojenny zaczął się nie 13 grudnia, a 12 grudnia tuż przed północą.
Bogdan Borusewicz zdążył wrócić do domu po posiedzeniu władz krajowych związku Solidarność. Gdy zomowcy załomotali do drzwi, uciekł oknem.
- Ja wróciłem do domu pod koniec września 1986 roku, czyli ponad cztery lata - opowiada działacz opozycji o czasie spędzonym w więzieniu.
Bogdan Borusewicz zorganizował jeszcze strajk w Stoczni Gdańskiej, który zakończył się 16 grudnia, gdy czołgi staranowały bramę. Tego samego dnia doszło do masakry górników w kopalni "Wujek".
- To było normalne, że ludzie się bardzo bali, jak słyszeli, że za wszystko jest kara śmierci, a potem jeszcze usłyszeli, że strzelano do górników - wspomina Borusewicz.
Sam stan wojenny dla działaczy opozycyjnych nie był zaskoczeniem. Jak twierdzi Lech Wałęsa, ludzie Solidarności wiedzieli, że komuniści nie odpuszczą, że zrobią wszystko, by zastraszyć budzący się do wolności naród, i wiedzieli też, co sami muszą zrobić.
- Pokierować związkiem też odpowiednio: żebyśmy nie podjęli walki fizycznej, żebyśmy pokojowo do końca wytrwali w tej walce, bo tylko tak można zwyciężać i się okazało, że to dobra koncepcja - tłumaczy były prezydent Polski i ówczesny przywódca Solidarności.
Przemówienie Andrzeja Dudy
Liderów walki o wolną Polskę próżno było szukać podczas oficjalnych uroczystości upamiętniających 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. To nie oni siedzieli w pierwszych rzędach, nie oni dostawali medale, podziękowania czy oklaski. Prezydent nie wymienił ich nazwisk.
Andrzej Duda, gdy odsłaniał tablicę ze zdjęciami ofiar stanu wojennego, wspominał tamte dni i słowa generała Wojciecha Jaruzelskiego. Apelował, by bohaterów nazywać bohaterami, a zdrajców zdrajcami, by nie relatywizować tego, co się stało.
- W 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego trzeba nie tylko mówić, ale trzeba krzyczeć, że (...) Jaruzelski po prostu był zwykłym tchórzem i zdrajcą Polski - mówił prezydent Duda.
Działacze Solidarności walczyli o lepszą Polskę i choć dziś najczęściej mówią, że nie dokładnie o taką, jaka jest w tej chwili, to nikt z nich nie powiedział, że nie było warto.
- Oczywiście, że było warto - podkreśla Bogdan Borusewicz. - W ogóle nigdy nie miałem żadnych wątpliwości - dodaje Zbigniew Janas.
Każde z nazwisk opozycyjnych działaczy to historia walki o wolną Polskę, Solidarności z czasów stanu wojennego i nadziei, którą czterdzieści lat temu władza ludowa postanowiła rozjechać czołgami.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24