Zwierzęta trzymał nielegalnie w rejonie zagrożonym afrykańskim pomorem świń, ale do głowy mu nie przyszło, że władze przyślą myśliwego, który je zabije. Nie uśpi, lecz zastrzeli - i to nieudolnie. Czy to musiało się tak odbyć?
Jurek był najstarszym mieszkańcem mini zoo na Ranchu Kupały. Udomowiony, spokojny, wierny jak pies i - co w tej sprawie kluczowe - bardzo ufny. Tak jak Witek i jego rodzeństwo, które patrzyło na myśliwego ze strzelbą z ciekawością. Aż do tej chwili. Bez zapowiedzi, bez dyskusji, inspektorzy weterynarii z Hajnówki, przyjechali wykonać wyrok. - Straszyli i szantażowali, że odpowiem, że wielka kara będzie administracyjna np. 20 tys. złotych, że sprawa będzie w sądzie, że prokurator się mną zajmie - mówi pan Zenobiusz Golonko, właściciel Rancha Kupała. Pan Zenobiusz przyznaje, że zaradny nie jest. Nie miał zezwolenia na trzymanie świniodzików w rejonie zagrożonym afrykańskim pomorem świń, bo nie wiedział, że musi je mieć. Nikt jednak przed wykonaniem wyroku świń nie przebadał, choć można było, bez huku, sprawdzić, czy jest powód do zabijania. - Nie od razu strzelać! To oczywiście powoduje ból i też inne zwierzęta widzą to i też się stresują, także tam na pewno musiała się rozegrać masakra - komentuje sprawę działacz Łukasz Musiał ze stowarzyszenia na rzecz zwierząt BASTA!.
"Była decyzja o likwidacji zwierząt"
Ranne zwierzęta konały w bólu, czołgały się, szukając schronienia, poza tym strzelano w terenie zabudowanym. W niewielkiej odległości od innych zwierząt i ludzi. Fundacja "Ludzie Przeciw Myśliwym" w doniesieniu do prokuratury, żąda ścigania uczestników strzelania na terenie zoo za złamanie ustaw o ochronie zwierząt, o broni i amunicji, i prawa łowieckiego. - Nie zgłosił tych zwierząt, nie zarejestrował ich, ale jakie ma to znaczenie w sytuacji, w której przychodzą ludzie i zaczynają mordować zwierzęta? Po co? - pyta Rafał Gaweł z Fundacji "Ludzie Przeciw Myśliwym". Inspektorat weterynarii dowodzi, że wbrew temu co nagrała kamera, odstrzał był humanitarny, a badania zbędne. - Nie było takiej potrzeby, ponieważ tutaj była decyzja o likwidacji zwierząt, niezależnie od tego, czy były one zdrowe, czy chore - tłumaczy Jan Dynkowski, lekarz weterynarii.
To nie koniec zmartwień
To nie koniec zmartwień właściciela zoo. Nim też ma zająć się prokurator. - Za sprowadzenie niebezpieczeństwa zagrożenia epidemiologicznego dla życia i zdrowia wielu osób, w postaci szerzenia się choroby zakaźnej zwierząt - stwierdza prokurator Jan Andrzejczuk. Pan Zenobiusz najbardziej rozpacza za Jurkiem. Za poniesione straty, przede wszystkim moralne, zamierza żądać zadośćuczynienia.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24