Wysoka cena za marzenia o wysokich górach. Śmierć Polki na Mont Blanc badają polscy i francuscy śledczy. Kobieta spadła 200 metrów poniżej szlaku. Nie miała raków, bo pseudoprzewodnik powiedział, że nie musi mieć.
Do tragedii na Mont Blanc doszło 26 czerwca. Jej świadkami były trzy osoby. Skontaktowaliśmy się ze wszystkimi, którzy w tym czasie towarzyszyli 41-letniej turystce. - W momencie kiedy kręciłem ten helikopter, oni nagle nosze podnoszą, z workiem - wspomina drżącym głosem Krzysztof Tęcza, uczestnik wyprawy.
Jeszcze trudniej emocje opanować partnerowi pani Anety. Zwłaszcza, że to właśnie on, widząc że kobieta zsuwa się po zboczu, próbował ją jeszcze ratować. - Dopadłem do mojego plecaka, wyszarpałem z niego czekan i rzuciłem się po tym stoku za nią - opowiada Maciej Frączek, partner pani Anety.
Do wypadku doszło na wysokości 2700 metrów. Dla pani Anety był to już prawie cel wyprawy. 41-latka jako jedyna nie miała wchodzić na szczyt, a jedynie dojść do schroniska. To dlatego kobieta, na wyprawę w Alpy, nie wzięła ze sobą nawet raków. Zdecydowała o tym jedna rozmowa SMS-owa, w której organizator wyprawy stwierdził, że "nie ma potrzeby" zabierania ich.
Bez licencji
Partner turystki, która zginęła, twierdzi, że dopiero po wypadku otrzymał informację, że człowiek, który miał być ich przewodnikiem, nie ma do tego uprawnień. - Nawet przez myśl mi nie przeszło, że ten człowiek pracuje tylko i wyłącznie dla zysku - mówi Maciej Frączek.
Wyjazd na Mont Blanc zorganizowało jedno z polskich stowarzyszeń zajmujących się turystyką wysokogórską. Jego prezes twierdzi, że podczas wyprawy nie pełnił roli przewodnika, a był jedynie organizatorem. Uczestnicy natomiast byli jego partnerami i zdawali sobie sprawę z podejmowanego ryzyka.
Mężczyzna nie zgodził się na opublikowanie nagranej rozmowy, zapewniał w niej jednak, że nie łamie prawa. Innego zdania są prawnicy i licencjonowani przewodnicy.
- We Francji podszywanie się pod zawód przewodnika jest karalne. Są na to dowody, są osoby skazane - mówi Grzegorz Bargiel, ratownik TOPR i licencjonowany przewodnik wysokogórski.
Ze względów bezpieczeństwa, licencjonowani przewodnicy mogą zabierać na szczyt Mont Blanc maksymalnie dwie osoby. Na wyprawie, na której była pani Aneta, klientów było 11. I na pewno nie był to wyjątek.
"Raj dla hochsztaplerów"
Z informacji na stronie stowarzyszenia wynika, że w trakcie 8 wypraw na szczyt weszło 116 osób. Co daje średnią 14 klientów na wyprawę. Ich organizator twierdzi, że przy takiej liczbie, korzysta ze wsparcia innych osób.
- Polska w tej chwili jest rajem dla górskich hochsztaplerów - zauważa Ludwik Wilczyński, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przewodników Wysokogórskich. Pseudoprzewodnik twierdzi, że nadal będzie organizował wyprawy na Mont Blanc. Dodaje przy tym, że jego stowarzyszenie działa "pod Ministerstwem Sportu i Turystyki". Urzędnicy resortu zdecydowanie temu zaprzeczają. "Departament Prawny Ministerstwa Sportu i Turystyki zwrócił się do organizacji Homohibernatus, z wnioskiem o usuniecie ze swojej strony internetowej nieprawdziwej informacji" - poinformował w odpowiedzi na pytania "Faktów" resort. Śledztwo w sprawie śmierci pani Anety wszczęła już polska prokuratura. Wyjaśnieniem tragedii zajmuje się także żandarmeria francuska.
Autor: Robert Jałocha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Krzysztof Tęcza