Jarosław Kaczyński odrzuca koncepcję Polski jako kraju taniej siły roboczej. Kiedy jednak w Brukseli waży się los nowych zasad świadczenia usług transportowych, to PiS lobbuje przeciwko przepisom, dzięki którym kierowcy polskich tirów zarabialiby więcej.
- My odrzucamy postkolonialną koncepcję Polski jako kraju taniej siły roboczej. Koncepcję, która już nam bardzo zaszkodziła i nie powinna już szkodzić dalej - mówił na konwencji PiS w Gdańsku prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Takie słowa łatwo powiedzieć, ale trudniej urzeczywistnić. Zwłaszcza, gdy na forum unijnym powraca temat polskich tirów.
- Starając się o dobrą płacę, która się tym kierowcom należy, nie doprowadzić do wylania dziecka z kąpielą, czyli do tego, że te firmy przestałyby być konkurencyjne - tak o celach swojej partii w PE mówi Ryszard Czarnecki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości.
Polska skolonizowała Europę
"Postkolonialna" i "szkodliwa" - jak twierdzi prezes PiS - koncepcja taniej siły roboczej w przypadku polskich tirów stworzyła wielkie imperium. Jak wynika z danych Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce, Polska ma w UE 28 procent rynku usług transportowych. To około 36 tysięcy firm i 240 tysięcy aut. W kwestii transportu drogowego to nie Polskę skolonizowano, tylko Polska skolonizowała unijny rynek. Właśnie dzięki taniej sile roboczej.
- My głównie dawaliśmy pracę ludziom z małych ośrodków, ze wsi, tam, gdzie tej pracy po prostu nie było - komentuje Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców "Transport i Logistyka Polska".
Polski kierowca ciągle zarabia mniej niż niemiecki, chociaż wcale nie pracuje za miskę ryżu. Polski kierowca jest elastyczniejszy i bardziej dyspozycyjny, a przy tym rzetelny. Ma jednak konkurencję.
- Są tańsi od nas i widzimy tutaj dużą konkurencję ze strony takich państw jak Litwa czy Rumunia. Oni jak najbardziej depczą nam po piętach - przyznaje Joanna Popiołek z Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
Apele polityków
Nowe unijne zasady mają podkopać polskie transportowe imperium. Ograniczają możliwość świadczenia usług za granicą, zakładają przymusowe wynagrodzenie postojowe, czy przymusowy powrót ciężarówki do Polski, a także rozliczanie pracy na podstawie regionalnych zasad. To wszystko gigantycznie komplikuje działalność.
W Parlamencie Europejskim europosłom PiS po raz kolejny nie udało się zablokować zmian. Opozycja apeluje do rządu, by razem bronić interesów polskich firm transportowych. Eurodeputowana PO Elżbieta Łukacijewska obwinia ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka o to, że nie potrafi na forum unijnym bronić tych interesów.
Minister Adamczyk prosi z kolei opozycję, aby działali w tej sprawie w swoich frakcjach europejskich. - Apeluję o to, aby przekonywali swoje koleżanki i swoich kolegów w swoich klubach parlamentarnych, w swoich grupach (unijnych - przyp. red.) - powiedział.
Nowe unijne zasady zakładają, że kierowca będzie zarabiał według stawek zagranicznych. Sam premier Mateusz Morawiecki powiedział na konwencji wyborczej 7 września, że chciałby, aby Polacy zarabiali więcej. Problem w tym, że to cios w branżę. Jak politycy tłumaczą sprzeczność między tym, co w kampanii mówią liderzy, a tym, o co zabiegają w europarlamencie?
- Wzrost płacy minimalnej rozkładamy na ponad cztery lata, cztery lata przyszłej kadencji Sejmu. Tymczasem pakiet mobilności zakłada skokowe zmuszenie polskich pracodawców, właścicieli firm transportowych, do podwyższania pensji - przekonuje europoseł PiS Adam Bielan.
Autor: Maciej Knapik / Źródło: Fakty TVN