- Dowody obciążające Dodę są miażdżące - mówi mecenas Roman Giertych i chce wnioskować o poważniejszy zarzut z karą do 10 lat więzienia. Historia piosenkarki i jej byłego narzeczonego robi się coraz bardziej mroczna. Są w niej groźby karalne i wynajęci opłaceni gangsterzy.
Piosenkarka i celebrytka - podejrzana. Tuż po zatrzymaniu i przesłuchaniu, Dorota Rabczewska próbowała obrócić sprawę w żart. W mediach społecznościowych opublikowała krótki film, w którym zwróciła się do fanów słowami: "Witajcie kochani! No nic, no zbieram doświadczenia do filmu, no przecież muszę być autentyczna" po czym mężczyzna, który prowadził samochód, którym jechała podejrzana dodał: "dokładnie. Jest jedna królowa mafii", co Doda skwitowała krótkim podziękowaniem "za miłe słowa".
W tej sprawie nie ma jednak nic śmiesznego. We fragmencie rozmowy z czterema mężczyznami, którzy odwiedzili byłego narzeczonego piosenkarki - jak mówili - w jej imieniu, słychać groźby.
"Jest nieobliczalna"
- Panu grozi bardzo duże niebezpieczeństwo - mówi jeden z mężczyzn i dodaje "jeszcze raz panu mówię - kobieta, która jest zdesperowana, posiada materiały na pana, jest nieobliczalna - kobieta potrafi zniszczyć".
- To był cały szereg różnego rodzaju działań, ukoronowany poważnym straszeniem, grożeniem przez osoby, które mogły te groźby zrealizować - mówi Roman Giertych, pełnomocnik Emila Haidara
Do spełnienia gróźb nie doszło, bo były partner Rabczewskiej zawiadomił policję. Czterej nieproszeni goście jeszcze w ubiegłym roku zostali zatrzymani i usłyszeli zarzuty. W środę usłyszała je piosenkarka.
- Dotyczy nakłaniania innych osób do popełnienia przestępstwa na szkodę Emila H. - o takich zarzutach dla Rabczewskiej mówi Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Piosenkarka nie przyznała się do winy. Według jej adwokata, złożyła wyczerpujące wyjaśnienia.
"Bez jej wiedzy i zgody"?
- Wszelkie działania, które były podejmowane na jej rzecz i w jej imieniu, odbywały się absolutnie bez jej wiedzy i zgody - mówi Adam Gomuła, pełnomocnik Doroty Rabczewskiej.
Prokuratura twierdzi jednak, że ma dowody. Jednym z nich ma być fakt, że tuż przed najściem piosenkarka miała wysłać do Emila Haidara list zatytułowany: "wezwanie do zapłaty".
Punkt pierwszy - za to, że w dniu jej imienin "doprowadził się do stanu nietrzeźwości" i "opuścił klub, w którym odbywała się uroczystość imieninowa". Punkt drugi - w Leżajsku, gdzie odbywał się jej koncert "w stanie nietrzeźwości opuścił hotel". Rabczewska na zapłatę za przewinienia dała Emilowi Haidarowi trzy dni.
Nie zapłacił. Oto fragment negocjacji:
- Niech pan napisze, zaparafuje jaką kwotę jest pan w stanie złożyć. Chodzi o dobrą wolę - mówi jeden z czterech nagranych mężczyzn.
- Ja nic nie chcę płacić - odparł Emil Haidar.
- Nie ma dobrej woli - ocenił jeden z mężczyzn.
- Cieszę się, że tak się stało. Od wczoraj ja i moja cała rodzina oraz dzieci żyjemy w większym spokoju - tak o sytuacji mówi Haidar.
Przesłuchanie piosenkarki trwało pięć godzin. Prokuratora chciała przeprowadzić je rano. Policja czekała jednak dwie i pół godziny przed drzwiami, zanim Rabczewska otworzyła drzwi. Tłumaczyła, że spała.
- Doprowadzenie odbyło się bardzo spokojnie. Kobieta nie stawiała oporu. Policjanci nie byli zmuszeni do użycia jakichkolwiek środków przymusu bezpośredniego - mówi nadkom. Robert Szumiata z Komendy Stołecznej Policji.
Dorocie Rabczewskiej grozi do pięciu lat więzienia.
Autor: Dariusz Łapiński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN