Nagrań nie widział - zobaczył je w "Superwizjerze", o awansach policjantów zamieszanych w sprawę nie wiedział - dowiedział się z mediów. Komendant Główny Policji przeprasza za zachowanie policjantów z Wrocławia. Mówi o zadawaniu bólu, cierpienia i łamaniu prawa. Mniej o odpowiedzialności.
Do komendanta głównego policji codziennie kierowane są dziesiątki pytań i wątpliwości, ale w sprawie śmierci Igora Stachowiaka we wrocławskim komisariacie padło najważniejsze pytanie. Odpowiedź była zaskakująca. - Nigdy wcześniej nie widziałem (zdjęć pochodzących z policyjnego tasera - przyp. red.) - powiedział we wtorek w "Faktach po Faktach" w TVN24 nadinsp. Jarosław Szymczyk, Komendant Główny Policji.
Komendant ma też dla opinii publicznej jeszcze bardziej zaskakującą deklaracje. - Mnie jest trudno dzisiaj powiedzieć czy ktokolwiek z policji widział to nagranie - przyznał. Po tych słowach opozycja nie daje mu żadnych szans.
"Niech całe biuro prawne zwolni"
- Komendanta Głównego Policji to nie obchodzi i nie znalazł chwili w trakcie licznych uroczystości z ministrami, żeby zapoznać się z dokumentami - mówi poseł PO Krzysztof Brejza.
Ale on sam odpowiada - to prokuratura zabrała policji film i właśnie przez to postępowanie wewnętrzne i wyjaśniające jest utrudnione. - Prowadzący postępowanie trzykrotnie zwracał się do prokuratury z prośbą o przekazanie materiału filmowego. Tego materiału filmowego nie uzyskał - tłumaczył nadinsp. Jarosław Szymczyk.
Były minister spraw wewnętrznych i prawnik, Ryszard Kalisz, podkreśla jednak, że postępowanie dyscyplinarne powinno toczyć się niezależnie, a komendant nie może tak po prostu rozkładać rąk. - Niech zastanowi się nad swoją rolą, albo niech zwolni całe biuro prawne - mówi Kalisz o tłumaczeniach Szymczyka. - Gdyby prokuratura odmówiła (wydania filmu - przyp. red.), to policja powinna domagać się wydania postanowienia o odmowie i takie postanowienie zaskarżyć, a sąd na pewno nakazałby prokuraturze wydać ten film - dodaje.
Szef policji musi wiedzieć o okolicznościach śmierci zatrzymanego przez policję i rażonego paralizatorem w toalecie człowieka.
Brak kar i awanse
Policjant, który używał tego paralizatora po trzech miesiącach wrócił do pracy, a szef komisariatu, gdzie wszystko się stało, dostał nawet awans. I tu też brak odpowiedzi. - To są decyzje komendanta wojewódzkiego - krótko komentuje nadinsp. Szymczyk.
Ale opozycja swoje pytania w tej sprawie kieruje do Beaty Kempy, bo awansowany pochodził z Sycowa, jej rodzinnej miejscowości, co - zdaniem opozycji - może oznaczać awans po znajomościach. - Pani Kempa powinna spojrzeć sobie w lustro i zadać pytanie: czy tak powinna wyglądać polska polityka? - mówił były minister sprawiedliwości Borys Budka.
Jednak Beata Kempa zaprzecza tym oskarżeniom. - W dniu wczorajszym skierowałam wnioski o sprostowania i powiedziałam, że jeśli nie będą sprostowane artykuły prasowe wytoczę procesy - powiedziała z mównicy sejmowej szefowa kancelarii premier Szydło.
O dymisjach we wrocławskiej zdecydowano dopiero po wyemitowaniu reportażu "Superwizjera". Rok po tragicznych wydarzeniach.
Autor: Maciej Knapik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN