Myśliwi polując na kaczki ostrzelali stadninę koni. Trafili w kask dziewczynki, która uczyła się jeździć konno. Reszta dzieci przestraszona uciekła. Zdaniem policji i prokuratury nie ma sprawy, bo wszyscy żyją. Reporterka "Faktów" pytała prokuraturę o tę sprawę.
Właściciel stadniny czuje się bezsilny. Nie może uwierzyć, że ta sprawa kończy się umorzeniem. - Padł głuchy strzał, jakby ktoś petardę z domu wyrzucił. Powiedziała: "tato, dostałam śrutem w głowę. Dobrze, że miałam kask" - mówi anonimowo właściciel stadniny we Frydrychowicach (pow. wadowicki). - Mogły dostać w oczy, w twarz, w kręgosłup. Mógł dostać koń, koń się mógł spłoszyć - dodaje matka poszkodowanej dziewczynki, Bożena Dutkiewicz. Zarówno właściciel stadniny jak i matka poszkodowanej dziewczynki pamiętają doskonale końcówkę sierpnia. Po godzinie 20 już szarzało, gdy na łące właściciela stadniny myśliwi kontynuowali kilkudniowe polowanie na kaczki. A na oświetlonym wybiegu trzy dziewczynki jeździły konno.
- Padł jeden strzał blisko i ja zdążyłam tylko powiedzieć: o matko jak blisko - wspomina pani Bożena. Śrut trafił w kaski, rozbił szybę samochodu i ranił w łapę psa. Dochodzenie w tej sprawie policja umorzyła argumentując, że dziewczynka nie doznała żadnych obrażeń ciała, więc nie można mówić o spowodowaniu realnego zagrożenia życia i zdrowia.
Śledczy wierzą myśliwym
Prokuratura to zatwierdziła. W rozmowie z "Faktami" stanowiska prokuratury broni Sebastian Kiciński, Prokurator Rejonowy z Wadowic:
Renata Kijowska, "Fakty" TVN: - To nie byłby ciężki uszczerbek, jakby ranił w głowę? Sebastian Kiciński: - W rozumieniu przepisów Kodeksu Karnego – nie RK: - A jakby trafił w szyje to też by nie był? SK: - Proszę pani, miejmy na uwadze to, że ci ustaleni myśliwi oddali strzały zgodnie z zasadami sztuki, czyli pod odpowiednim kątem i tak dalej. RK: - Skąd pan prokurator to wie? Był biegły jakiś z zakresu balistyki tam wysłany? Był kąt zbadany? Siła wiatru? SK: - Ustalenia w tym zakresie nie były czynione. RK: - No to skąd pan to wie? SK: - Przyjmujemy za wiarygodne oświadczenia tych myśliwych.
"Prawa fizyki"
Myśli mogą strzelać w odległości co najmniej 100 metrów od zabudowań. W raporcie napisano, że strzelali 240 metrów od domu przed stawem. Jednak właściciel stadniny widział co innego. - Sam policjant powiedział: 92 metry. Przy mnie mierzyli osobiście - mówi "Faktom" właściciel stadniny. Mierzył dopiero po interwencji posła z klubu Kukuz'15 Józefa Brynkusa. Wcześniej policja zbywała nawet informacje o numerach rejestracyjnych samochodów myśliwych.
- Argumenty użyte przy umorzeniu są bardzo bulwersujące i świadczą o tym, że ktoś kto podejmuje decyzję albo jest dyletantem, albo w jakiś sposób wywierano na nim naciski - komentuje sprawę poseł Brynkus. Na poszkodowanego też naciskano. A policja i prokuratura to co się stało tłumaczy pogodą i fizyką.
Sebastian Kiciński: - Proszę pani: prawa fizyki są takie, że cokolwiek wystrzelone w górę musi gdzieś opaść.
Renata Kijowska: - Tak, żeby zostawić porysowany kask oraz uszkodzoną szybę samochodu?
SK: - Miejmy świadomość, że ten śrut nie upadł bezpośrednio z nieba, on się sturlał z dachu. Śrut upadł na dach i stoczył się po blaszanym dachu.
Jednak zdjęcia zrobione z powietrza pokazują, że wybieg dla koni znajduje się w pewnej odległości od dachu, z którego miał spaść śrut.
Poczucia bezpieczeństwa jednak nie ma. - Nie może być, że ktoś podchodzi pani pod dom, widzi dzieci, konie i ładuje strzelby i strzela - oburza się właściciel stadniny.
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN