Staś ma zaledwie rok. Został porzucony przez rodziców, bo cierpi na chorobę genetyczną. Szuka kochającej rodziny zastępczej, ale od pół roku nikt nie zdecydował się na adopcję.
Obchodzący pierwsze urodziny Staś mieszka w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie od samego urodzenia. - Rodzice w dzień Wigilii, tuż przed Bożym Narodzeniem, zadzwonili i powiedzieli, że oni Stasia nie zabiorą do domu. Potem nie było żadnej informacji ani od rodziców, ani od rodziny. Nawet telefonu. Do dzisiaj nie wiedzą, jaki jest los Stasia - opowiada profesor Jolanta Sykut-Cegielska z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie
W tej sytuacji - po kilku miesiącach oczekiwania - sąd odebrał rodzicom prawa rodzicielskie, a Staś został wpisany na listę dzieci czekających na adopcję. Jest na niej od pół roku. Niestety od tego czasu chłopcem nikt nie chce się zaopiekować. - Reakcji nie ma żadnej. Nie mamy żadnej zwrotnej wiadomości z ośrodka adopcyjnego, że ktoś się zainteresował - mówi profesor Sykut-Cegielska.
Staś został porzucony przez biologicznych rodziców, bo urodził się z wrodzoną chorobą genetyczną. Czasowo musi być też karmiony sondą bezpośrednio do żołądka. Chłopiec rozwija się wolniej, jeszcze nie chodzi, ale robi postępy. Stara się przewracać z boku na bok. - Pielęgniarki, salowe, lekarze, wszyscy składamy się na jego ubranka, na jego zabawki. Nie brakuje mu niczego materialnie, natomiast brakuje mu takiej osoby, która będzie tylko dla niego - mówi Małgorzata Przybylska, pielęgniarka oddziałowa w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie.
Olbrzymi potencjał
Chłopiec w tej chwili przebywa w szpitalu nie dlatego, że jest chory, tylko dlatego, że nikt go nie chce adoptować. - Mamy dyżury 12-godzinne, więc ciągle ktoś przy nim jest, kto ma dyżur - tłumaczy Ewa Kulesza, pielęgniarka z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie.
Staś wymaga pilnej stymulacji rozwoju - bez tego skutki choroby genetycznej będą się pogłębiać. Nie da się jednak jej przeprowadzić bez domu i stałych, kochających osób. - Zgodnie z opinią psychologa, a też naszą (...), widzimy, że on ma niesamowicie duży potencjał. Mamy inne dzieci z tą samą chorobą, chociaż to są różne postacie. On ma naprawdę duże szanse na dobry rozwój - podkreśla profesor Jolanta Sykut-Cegielska.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN