"Raport techniczny" podkomisji Antoniego Macierewicza - ten, w którym mowa jest o eksplozjach - trafił do posłów Parlamentu Europejskiego. Dokument nie jest, i nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie, oficjalnym raportem państwowym. Nie wiadomo też, kto go rozsyła.
Raport podkomisji smoleńskiej przetłumaczony na język angielski został rozesłany do wszystkich członków Parlamentu Europejskiego. Już na pierwszy rzut oka podpiera się autorytetem państwa. W temacie maila, który dostali wszyscy europarlamentarzyści, jest mowa o "nowych faktach" oraz jasny komunikat, że to najnowszy "oficjalny raport". - To jest po prostu kolejna próba wciśnięcia kitu opinii publicznej. Tym razem na poziomie europejskim - ocenia Dariusz Rosati, eurodeputowany PO. O tym, że to wybuchy zniszczyły samolot, Antoni Macierewicz mówi przynajmniej od sześciu lat. 11 kwietnia te same tezy o wybuchach zaprezentowała jego komisja. Problem w tym, że nawet członkowie komisji nie podpisali tzw. raportu technicznego.
Bez rekacji
Mimo zaprezentowania raportu nie ma żadnej reakcji prokuratury. Reakcji prezydenta i premiera również brakuje. Nawet Jarosław Kaczyński nie mówi o wybuchach. Radzi poczekać. - Mamy już taki raport techniczny, który trzeba uznać jako poważny, ale ponieważ są jeszcze wątpliwości, są jeszcze spory, to nie chcemy go traktować jako ostatecznego. Nie chcemy go jakoś specjalnie forsować społecznie - mówił 15 kwietnia prezes PiS. Mimo wątpliwości, braku podstaw prawnych i podsumowywania i ogłaszania wyników badań, które się nie skończyły, europosłanka PiS-u jest zadowolona, że ustalenia Antoniego Macierewicza są forsowane w Europie. - Sprawa katastrofy smoleńskiej jej wyjaśnienie zostało oddane w rosyjskie ręce i do tej pory w obiegu publicznym funkcjonuje tylko i wyłącznie raport Anodiny. Pełen kłamstw. Także uważam, że dobrze się stało, że ten raport trafił do europosłów - mówi Jadwiga Wiśniewska, eurodeputowana PiS. Jednak nie jest prawdą, że był tylko raport Anodiny. Był raport komisji Millera, który różnił się od tego rosyjskiego. Wskazywał błędy w szkoleniu załogi, organizacji lotu i samym jego przebiegu. Raport Millera punktował też rosyjskie błędy i bałagan na lotnisku.
"Próba osłabienia Polski"
Dopiero po przejęciu rządów przez PiS polski raport zniknął z rządowych stron. Antoni Macierewicz mówi, że jest nieważny, chociaż nie ma prawa go unieważnić. A tego, co napisała jego podkomisja, nie można nawet nazwać raportem. - Nazwałbym to zbiorem opracowań, nie mającym żadnego znaczenia prawnego - tak raport ocenia prof. Marek Żylicz, były członek komisji Jerzego Millera i ekspert międzynarodowego prawa lotniczego. - Musimy zrozumieć, że w tych czasach nic nie jest tym, na co wygląda. Chodzi o to, że Rosjanie są sprytni. W tego typu informowaniu używają różnych grup. Jak rozumiem, to nie jest oficjalny raport, a raczej próba osłabienia Polski. Używanie w tym celu narodowej tragedii jest straszne - podkreśla Gunnar Hökmark, polityk Europejskiej Partii Ludowej, który otrzymał raport w wersji angielskiej. Rosjanom niestety łatwo byłoby przekonywać świat, że ich smoleński raport jest jedynym oficjalnym i poważnym, bo Antoni Macierewicz przekonuje, że poprzedni polski raport jest nieważny, a sam prezentuje coś, czego nikt - ani naukowcy, ani eksperci, ani nawet jego partia i rząd - nie nazywa ostatecznym raportem.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN