Dziennikarz TVP kwestionuje wojenną historię Władysława Bartoszewskiego. O byłym więźniu obozu Auschwitz pisze słowa tak skandaliczne, że Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu musi je oficjalnie prostować. Bo to nie tylko skandal, to kłamstwa połączone z kompromitującą niewiedzą.
Ci, dla których brak Wi-Fi jest największym dramatem, nie rozumieją, co wydarzyło się w nazistowskim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. - Nie jesteśmy w stanie dzisiaj wyobrazić sobie tego, jak wglądała obozowa rzeczywistość - ocenia Bartosz Bartyzel, rzecznik prasowy Państwowego Muzeum.
Niedowierzanie, że działała tam fabryka śmierci, jest na porządku dziennym. Marek Zając, sekretarz Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej mówi, że młodzi Amerykanie zastanawiają się, gdzie byli adwokaci ofiar nazistowskiej machiny.
Z wielkich kłamstw największe jest to o tym, że komór gazowych nie było. Ale w sieci krążą też inne. - Najbardziej bolesnym dla nas to jest to nieszczęsne określenie: polskie obozy koncentracyjne - mówi rzecznik muzeum.
Kontrowersyjne tweety
Na ostatnie kłamstwa dotyczące więźnia o numerze 4427 musiała zareagować Międzynarodowa Rada Oświęcimska przy Premierze RP. Jej przewodnicząca, prof. Barbara Engelking, wydała oświadczenie.
"Pragnę zaprotestować przeciwko obrzydliwemu atakowi na świętej pamięci Władysława Bartoszewskiego (...) Wyjątkowo haniebne jest szerzenie oszczerstw i kłamstw, zwłaszcza gdy bezpośrednio dotyczą one naznaczonych cierpieniem losów nastoletniego więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz" - napisała.
"Warto być przyzwoitym" - mawiał Władysław Bartoszewski. Autorzy twitterowych wpisów tej maksymy jednak nie przyswoili. Drwili z obozowej przeszłości Władysława Bartoszewskiego, sugerowali, że zwolnienie go z Auschwitz nie było przypadkowe. Nie mówią tego wprost wprost, ale sugerują, że bohater Powstania Warszawskiego, oficer Armii Krajowej, później więzień komunistycznych władz, w czasie wojny kolaborował z Niemcami.
Ile zna Pan, panie pośle przypadków zwolnienia z Auschwitz z powodu złego stanu zdrowia? Tak tylko pytam.
— Michał Adamczyk (@MiAdamczyk) 28 października 2017
Na wpisy Adamczyka zareagowali pracownicy muzeum Auschwitz.
Nie jest to prawda. Proszę przeczytać ten tekst https://t.co/1atEOjtzFt pic.twitter.com/nCSUSNQK79
— Auschwitz Memorial (@AuschwitzMuseum) 29 października 2017
- Jeśli ludzie wykształceni inspirują takie pytania, to wstyd i hańba. Znam jego drogę, wiem, jak pomagał zwykłym ludziom - ocenia Marian Turski, historyk i były więzień obozu Auschwitz-Birkenau.
- Kto może formułować przeciw niemu zarzuty? Jakaś kanalia chyba. To zasługa internetu, który dał szanse opluwania tych, którzy są bezbronni, bo nie żyją - komentuje Michał Komar, autor wywiadu rzeki z Władysławem Bartoszewskim.
Niejedyny zwolniony z Auschwitz
Osiemnastoletni Władysław Bartoszewski wprost z łapanki trafił do bloku dla młodocianych. Wyczerpany pracą, głodem, umierający, znalazł się w obozowym szpitalu. Przeżył. - Dawaj świadectwo i pomagaj biedniejszym od siebie - mówił potem.
Możliwe, że wstawiennictwo Czerwonego Krzyża sprawiło, że Bartoszewski wyszedł z Auschwitz przez bramę, która zwykle prowadziła w jedną stronę. Nie był jedyny.
- Ogółem liczba więźniów zwolnionych z obozu to około 2 tysiące. Byli to więźniowie różnych narodowości. Do tego należy dodać ponad 8 tysięcy więźniów wychowawczych - tłumaczy Piotr Setkiewicz, kierownik Centrum Badań Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Na początku wojny czasem działały interwencje rodziny, pracodawców. Oprócz Bartoszewskiego zwolniono też współpracowników rotmistrza Pileckiego. Donosicieli nie zwalniano. - Szpicli obozowych Gestapo starało się nie pozbywać, raczej wykorzystywać ich umiejętności - mówi Setkiewicz.
"Czy pijak może pana obrazić?
Pomówienia dotyczące Władysława Bartoszewskiego krążyły jeszcze za jego życia. Nie reagował.
- Pamiętam jak pan profesor powiedział: panie Marku, jeżeli jedzie pan tramwajem i zwymiotuje na pana pijak, to czy może pana obrazić? Nie. Panu jest bardzo niemiło, to jest bardzo niesympatyczne, ale przecież nie może on pana obrazić - wspomina Marek Zając.
Dziś Marek Zając, sekretarz Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, uważa, że trzeba reagować. Znawcy historii i ci, którzy znali Władysława Bartoszewskiego, mówią: dość.
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN