Prześwietlenie płuc pana Włodzimierza Listkowskiego, które zostało wykonane w przychodni we Włocławku, jak i jego złe samopoczucie wskazywały na chorobę COVID-19. Dlatego lekarz rodzinny wysłał pana Włodzimierza karetką z ratownikami medycznymi ubranymi w kombinezony ochronne do miejscowego szpitala. Tylko, że szpital go nie przyjął. Pierwszą informację o sprawie otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Codziennie dowiadujemy się ilu jest nowych zakażonych i ile wykonano testów. Zdaniem lekarzy jedną z kluczowych informacji jest ta o zapotrzebowaniu na respiratory. W ciągu tygodnia wzrosło niemal o połowę, a to oznacza, że coraz więcej jest chorych w bardzo ciężkim stanie. To, co niepokoi najbardziej, to rosnąca liczba pacjentów, którzy są podłączeni do respiratorów.
Sześć dni temu w Polsce z urządzenia wspomagającego oddech i ratującego życie korzystało 86 osób - teraz jest to już 124 pacjentów. Niepokoi również fakt, że coraz częściej pacjenci z koronawirusem lub jego podejrzeniem nie mogą dostać się do szpitala. O tym zjawisku mówił w sobotę w TVN24 prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, profesor Robert Flisiak.
- W tej chwili mamy już zapchane oddziały zakaźne i nieprawdą jest to, że jest aż tak dużo wolnych miejsc - podkreślił profesor Flisiak.
Od szpitala do szpitala
Prześwietlenie płuc pana Włodzimierza Listkowskiego, które zostało wykonane w przychodni we Włocławku, jak i jego złe samopoczucie wskazywały na chorobę COVID-19. Dlatego lekarz rodzinny wysłał pana Włodzimierza karetką z ratownikami medycznymi ubranymi w kombinezony ochronne do miejscowego szpitala. Tylko że szpital go nie przyjął.
- Dziesięć (minut - przyp. red.), piętnaście, pół godziny, godzinę, półtorej (czekam - przyp. red.). Ci "kosmonauci" też już ledwie żyją. Cali poubierani są. Ja też dycham coraz gorzej - mówił w rozmowie z "Faktami" TVN pan Włodzimierz Listkowski. Karetka z ratownikami i panem Włodzimierzem pojechała do następnego szpitala. Jednak - jak mówił pacjent - kolejne szpitale w Lipnie i Rypinie też odmówiły jego przyjęcia.
- Wszystko słyszałem, o czym oni rozmawiali, że "ten pacjent nam przecież wykorkuje, a my razem z nim tyle godzin w tej karetce". Po pewnym czasie telefon, że zawracamy z Rypina z powrotem do Włocławka - relacjonował pan Listkowski.
Resort zdrowia zapowiada kontrolę
Władze szpitala we Włocławku twierdzą, że najpierw nie było miejsca, ale potem się znalazło.
"W chwili przyjazdu pacjenta wszystkie miejsca, jakie posiadał szpital dla diagnostyki pacjentów z podejrzeniem COVID-19, były zajęte" - napisała w oświadczeniu Karolina Welka, dyrektorka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. bł. księdza Jerzego Popiełuszki we Włocławku.
Po przyjęciu pana Włodzimierza do szpitala wykonany test wykazał, że faktycznie pacjent ma koronawirusa. Dlatego następnego dnia zapadła decyzja, by odesłać go do placówki w Bydgoszczy.
- Przyjechaliśmy do tego szpitala zakaźnego w Bydgoszczy. Półtorej czy ileś godziny czekaliśmy, bo uzgadniali. I powiedzieli, że nie przyjmą - opowiada pan Włodzimierz Listkowski. Z dalszej opowieści pana Włodzimierza wynika, że karetka przewiozła go do szpitala pulmonologicznego, ale tam również odmówili jego przyjęcia, więc karetka ruszyła do Grudziądza. Potem jednak zawróciła i ostatecznie pacjent, po dwóch dniach gehenny, trafił do centrum pulmonologicznego w Bydgoszczy.
W tej chwili pan Włodzimierz jest pod tlenem. Ministerstwo Zdrowia zapowiada w jego sprawie kontrolę.
- Polecimy Narodowemu Funduszowi Zdrowia, żeby zapoznał się ze sprawą i zrelacjonował do ministerstwa, jak rzeczywiście wyglądał przebieg przewożenia pacjenta - powiedział "Faktom" TVN rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
Jednocześnie resort zdrowia zapewnia, że nie ma problemów z dostaniem się pacjentów zarażonych koronawirusem do szpitali.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24