"Wstyd nawet się przyznawać, że tu pracuję". Pracownicy instytutu w Falentach zabierają głos

07.05.2019 | "Wstyd nawet się przyznawać, że tu pracuję". Pracownicy instytutu w Falentach zabierają głos
07.05.2019 | "Wstyd nawet się przyznawać, że tu pracuję". Pracownicy instytutu w Falentach zabierają głos
Katarzyna Górniak | Fakty TVN
07.05.2019 | "Wstyd nawet się przyznawać, że tu pracuję". Pracownicy instytutu w Falentach zabierają głosKatarzyna Górniak | Fakty TVN

Zaczęło się od anonimowego zgłoszenia w związku ze stanem zwierząt w Instytucie Technologiczno-Przyrodniczym w Falentach pod Warszawą. Do placówki weszła kontrola. Jak jednak poinformował minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, któremu podlega placówka, kontrola nic nie wykazała, więc kazał powiadomić prokuraturę o tym, że aktywiści nielegalnie zabrali zwierzęta. Według aktywistów dokumentacja w sprawie zwierząt została sfabrykowana na czas kontroli. Pracownicy instytutu potwierdzają, że w placówce źle się dzieje.

Do Instytutu Technologiczno-Przyrodniczego w Falentach pod Warszawą weszła kontrola inspekcji weterynaryjnej. - Analizujemy prawidłowość usuwania ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego - poinformował powiatowy lekarz weterynarii w Pruszkowie Anna Kozłowska.

Inspektorzy badali, dlaczego padłych krów w państwowym instytucie pozbywano się w taki sposób, że ich zwłoki i kości można było znaleźć na dworze. Badali także to, dlaczego żywe jeszcze zwierzęta były w okropnym stanie - jedna z krów miała amputowaną nogę.

Kilka dni temu - po anonimowym zgłoszeniu mieszkańca - interweniowały w Falentach organizacje na rzecz praw zwierząt, zabierając cielęta z instytutu.

- Ciężko chore. Z zaawansowaną biegunką, niedoborami, zapaleniami płuc, obrzękami płuc - tak stan zwierząt opisał w poniedziałek Maciej Wierzchoń, powiatowy lekarz weterynarii w Nowym Dworze Mazowieckim.

Zawiadomienie na aktywistów

Instytut, który za państwowe i unijne pieniądze prowadzi badania naukowe nad nowoczesnymi technologiami i szkoli rolników, ma także stado bydła mlecznego. Placówka podlega ministrowi rolnictwa.

- Kontrola nie potwierdziła jakiś istotnych problemów z dobrostanem zwierząt - zapewnia minister Jan Krzysztof Ardanowski. - Poleciłem skierować do prokuratury sprawę przeciwko organizacji, która w sposób niezgodny z prawem zabrała zwierzęta - dodał.

Tyle że władze instytutu były na miejscu podczas interwencji, a nawet zrzekły się praw do cieląt, podpisując odpowiedni dokument. Według części emerytowanych i obecnych pracowników Instytutu za mało jest ludzi do pracy i szwankuje zarządzanie.

- Dyrektora zwolnili, był dyrektorem zootechnikiem. Wszystko było dopilnowane. A w tej chwili przyszedł dyrektor jakiś, który w ogóle nie wychodzi z tego budynku biurowego - powiedział jeden z nich, chcąc zachować anonimowość.

- Zniszczyli to, co jeszcze tu funkcjonowało. Już mi wstyd nawet się przyznawać, że tu pracuję - dodaje inny.

Wątpliwe dokumenty

Z dokumentacji przedstawionej w czasie kontroli wynika, że cielęta były w trakcie leczenia. Zaprzeczył temu obecny pracownik instytutu. - Te cielęta przez dwa miesiące nie były leczone - powiedział, chcąc zachować anonimowość.

Według aktywistów, którzy w sprawie zwierząt interweniowali, to dokumentacji, którą przedstawiono podczas kontroli, jeszcze kilka dni wcześniej nie było.

- Te dokumenty zostały dowiezione nie wiadomo skąd dwa dni później do tego instytutu i z tych dokumentów wynika, że dwudziestego siódmego faktycznie ktoś te cielaki badał - stwierdził Dawid Fabjański z Animal Rescue Polska.

Lekarz, który podpisał się pod niektórymi z tych dokumentów, na co dzień też nie przebywa w pobliżu instytutu w Falentach.

- Byliśmy ogromnie zaskoczeni, że taka instytucja, która posiada 170 krów w swoim gospodarstwie, ma podpisaną umowę z lekarzem weterynarii, który znajduje się 150 kilometrów dalej - powiedział Bartłomiej Gardoliński z OTOZ Animals.

"Janów Podlaski bis"

Instytut w Falentach przyznał, że za mało pracowników zajmuje się zwierzętami. Zawieszony został dyrektor odpowiedzialny za stado. Jednak dyrekcja kategorycznie zaprzecza, jakoby chore i zagłodzone cielęta zostały pozostawione bez dostępu do wody oraz opieki medycznej.

- Instytut w Falentach sprawia wrażenie, jakby to był Janów Podlaski bis - skomentował poseł PO Paweł Suski.

Z siedmiu cieląt zabranych z Instytutu jedno uśpiono podczas interwencji obrońcy praw zwierząt. Dwa padły w schronisku, do którego je przewieziono. Przy życiu zostały jeszcze cztery cielęta.

Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN

Źródło zdjęcia głównego: tvn24