Nikt niczego nie widział, nikt niczego nie wie, ciężarówki nie są nasze, śmieci też nie. Reporter "Faktów" bez problemu nagrał i wyśledził zarówno nielegalny transport, jak i nielegalny śmietnik, więc najwyższy czas na reakcję służb, władz i właścicieli firm. Odpadów nie wolno wywozić za granicę województwa, dlaczego więc krążą po całej południowej Polsce?
Chociaż to, co zespół reporterów "Faktów" nagrywał przez wiele tygodni nie powinno budzić wątpliwości, to dla przedstawicieli firm, z których pochodziły śmieci wyrzucane do dziury w ziemi, konfrontacja z tymi nagraniami nie był łatwa. Nawet złapanie kogoś na gorącym uczynku niewiele zmienia. - Proszę nie nagrywać. Ja nie wiem, czy ten samochód, w momencie, w którym państwo nagrywaliście, przyjechał od nas, czy skądkolwiek indziej - mówiła Joanna Mazur z firmy FCC Environment Polska.
Ekipa "Faktów" przejechała pięcioma różnymi samochodami kilka tysięcy kilometrów, a te same trasy pokonywała wielokrotnie, śledząc co się dzieje z odpadami. Reporterzy musieli być ostrożni. By sprawdzić, gdzie lądują worki ze śmieciami, w brzuchach pluszowych szczurów zaszyli nadajniki GPS.
W ten sposób możliwe było śledzenie ciężarówek, które w efekcie doprowadziło do kilku firm, które były zamieszane w przynoszący milionowe zyski proceder. Zespołowi "Faktów" udało się nagrać między innymi załadunek śmieci w Tarnobrzegu oraz całą trasę ciężarówek aż do Strzyżowa. Joanna Mazur ma jednak wątpliwości. - W tym momencie my nie wiemy, czy to są nasze odpady czy nie - mówiła.
"Odpady nie mogą wyjechać poza województwo"
- Te odpady nie mają prawa zostać wywiezione poza region, a już na pewno nie poza województwo - zaznaczył Filip Poniewski, adwokat i specjalista w zakresie prawa ochrony środowiska.
Jadąc za ciężarówkami, ekipa "Faktów" dotarła miedzy innymi do Zakładów Usługowych "Południe" w Przemyślu, gdzie kierowcy zablokowali dziennikarzom drogę.
Już po opublikowaniu nagrań, reporterzy rozmawiali z kierownikiem zakładu. - Być może ten samochód coś tam brał. W dokumentacji wszystko się zgadza. Ani jeden kilogram odpadu nie przyjedzie ani nie wyjedzie nielegalnie - powiedział Jerzy Łańcucki, kierownik Zakładu Usługowego "Południe" w Przemyślu.
Równie ciekawe są tłumaczenia właścicielki firmy, która rekultywuje tereny w Strzyżowie. - Mówi pan, że jakieś worki wjechały. Zatłukłabym Marka, gdyby tak było - mówiła Wioletta Lipianin-Nowak, osoba odpowiedzialna za rekultywację terenu w Strzyżowie.
Pan Marek to rolnik, który na miejscu zarządza zakopywaniem śmieci w ziemi. - Jeżeli mi pokażecie nagranie, że samochód zrzucił chociaż jeden worek, to udowodnię panu, że w piątek on to rękami wyciągnie - kontynuowała Lipianin-Nowak.
Prokuratura nie była informowana
- Zaraz powinna wkroczyć policja, prokurator. Służby powinny zamknąć ten cały biznes - mówił Adam Wajrak, dziennikarz i ekolog. Do tej pory to się nie udało.
- Będziemy chcieli skorzystać z materiałów zgromadzonych przez dziennikarzy. Prokuratura Okręgowa w Zamościu, jak i Prokuratura Rejonowa w Hrubieszowie nie były wcześniej informowane - powiedział Bartosz Wójcik z Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
Pod ziemią zakopano co najmniej kilka tysięcy ton śmieci.
Autor: Wojciech Bojanowski / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN