W trakcie spotkania prezydenta Andrzeja Dudy i prezydenta Donalda Trumpa w Białym Domu przywódcy dwukrotnie byli pytani o przestrzeganie praworządności w Polsce. Prezydent USA stwierdził, że nie niepokoi go stan demokracji w Polsce, ale nie popiera wcześniejszego wysyłania na emeryturę sędziów Sądu Najwyższego. Andrzej Duda broniąc zmian w sądownictwie mówił o sędziach, którzy orzekali w stanie wojennym. Te słowa spotkały się z odpowiedzią w kraju.
Pytania o praworządność padły dwukrotnie w czasie wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Białym Domu. Najpierw w Gabinecie Owalnym, później na konferencji prasowej. Pytali amerykańscy dziennikarze.
- Nie, nie niepokoi mnie stan demokracji w Polsce. Znam Polaków i ich liderów - mówi w Gabinecie Owalnym prezydent USA. - Ktoś musiał panią oszukać. Nie ma problemu z demokracją w Polsce, wszystko jest doskonale - dodał prezydent Andrzej Duda.
Krótkie "nie" Trumpa
Jednak te słowa nie wystarczyły. Na konferencji prasowej wrócił wątek zmian w Sądzie Najwyższym, które próbował dokonać PiS. Na pytanie dziennikarza o to, czy wysyłanie sędziów na wcześniejszą emeryturę jest zgodne z demokratycznymi standardami i czy to jest coś, co popiera prezydent USA - Donald Trump odpowiedział krótko - "nie".
Prezydent Duda długo tłumaczył historyczne okoliczności wychodzenia z komunizmu.
- Ze zdumieniem odkryłem, że w polskim Sądzie Najwyższym znajduje się cała grupa sędziów, którzy orzekali, jako sędziowie należący do komunistycznej partii, którzy nawet orzekali w czasie stanu wojennego, skazując ludzi na więzienie - mówił prezydent Andrzej Duda.
Z tego właśnie powodu konieczne miało być wysłanie sędziów w stan spoczynku. - Jak widać, mimo upływu 30 lat, wpływy ich budowane po 1989 roku, kiedy to przefarbowali się jako elita nowego państwa, są nadal duże - dodał.
Odpowiedź z SN
Prezydent nie podał żadnych nazwisk i żadnych danych. W Sądzie Najwyższym słychać oburzenie, ale i chłodne przedstawienie faktów.
- W czasie wprowadzania nowych przepisów o Sądzie Najwyższym, maksymalnie licząc, było 10 sędziów, którzy orzekali w stanie wojennym. Obecnie jest ich trzech - komentuje Michał Laskowski, rzecznik Sądu Najwyższego.
W ustawie, która wprowadzała zmiany w Sądzie Najwyższym nie chodziło o wysłanie na emeryturę sędziów z komunistyczną przeszłością, ale o usunięcie prawie połowy składu Sądu Najwyższego.
- Wśród nich była pani profesor Gersdorf, która w czasie stanu wojennego była profesorem uniwersytetu i nigdy nie miała nic wspólnego ani z partią, ani z komunistami. Był pan prezes Zabłocki - przypomina Laskowski.
Biografia sędziego Stanisława Zabłockiego, którego władza chciała wyrzucić z Sądu Najwyższego przeczy temu, co w Waszyngtonie powiedział prezydent.
W stanie wojennym sędzia Zabłocki był obrońcą opozycjonistów i prześladowanych, w wolnej Polsce - obrońcą w procesie rehabilitującym rotmistrza Pileckiego.
"Wynajdywanie pretekstu"
Stowarzyszenia sędziowskie są zdumione, że prezydent za granicą atakował polskich sędziów, posługując się nieprawdziwymi informacjami.
- Jest to próba uzasadnienia przejęcia politycznej kontroli nad sądownictwem. Jest to wyłącznie wynajdywanie pretekstu - ocenia Dariusz Mazur, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie i członek Stowarzyszenia Sędziów "Themis". - Pan prezydent z panem premierem jeżdżą i szkalują polskich sędziów - dodaje Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
Czystkę w Sądzie Najwyższym zatrzymał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
- Na litość boską. Ci ludzie muszą odejść w stan spoczynku. I tak też zrobiliśmy - mówił w USA prezydent Andrzej Duda.
Autor: Katarzyna Kolenda-Zaleska / Źródło: Fakty TVN