Znów skandal z użyciem paralizatora. Policjant osiem razy raził 18-latka

20.11.2017 | Znów skandal z użyciem paralizatora. Policjant osiem razy raził 18-latka
20.11.2017 | Znów skandal z użyciem paralizatora. Policjant osiem razy raził 18-latka
Wojciech Bojanowski | Fakty TVN
20.11.2017 | Znów skandal z użyciem paralizatora. Policjant osiem razy raził 18-latkaWojciech Bojanowski | Fakty TVN

Nastolatek ośmiokrotnie rażony policyjnym paralizatorem. Tym razem w komisariacie w Kołobrzegu i podobnie, jak w podobnym przypadku we Wrocławiu, jest problem z ustaleniem winnych. Po roku prokuratura stawia zarzuty, ale nie wiadomo komu i jakie. Podobno jeden z policjantów ma pseudonim "Volt", bo lubi nadużywać paralizatora.

18-letni Kornel do końca życia będzie pamiętał wizytę w komisariacie w Kołobrzegu. - Policjanci rzucili mnie na ziemię i się zapytali czy sr**em, bo jak nie to zaraz się zes**m. I razili mnie paralizatorem próbując wymusić zeznania - wspomina.

Był uczestnikiem bójki. Po przewiezieniu na komisariat, policjanci ośmiokrotnie razili go paralizatorem, aby tak skłonić go do zeznań. - Na początku zostałem porażony przez koszulkę kilka razy i w pewnym momencie uznali, że chyba za słabo to na mnie działa. Podciągnęli mi koszulkę i wtedy ten drugi policjant temu rażącemu pokazywał, w których miejscach najlepiej razić, żebym najbardziej to poczuł - relacjonuje Kornel.

Ojciec chłopaka jest przekonany o winie policjanta: - Przecież mógł go zabić. Także my i tak dziękujemy Bogu, że to się zakończyło w ten sposób. Ale do prawdy trzeba dotrzeć.

Policyjna kontrola nic nie dała

18-latek został rażony paralizatorem w nocy z 17 na 18 lipca 2016 roku. Dwa dni później zgłosił się na obdukcję lekarską. - Miałem szesnaście śladów, a paralizator zostawia dwa ślady po rażeniu - dodaje Kornel.

- Nie chcę nawet myśleć ile było tych uderzeń. Bo z obdukcji, której dokonaliśmy po tym zdarzeniu wynika, że miał szesnaście punktów poparzeń drugiego stopnia - nie kryje matka 18-latka.

Po zebraniu dokumentacji, rodzina Kornela zwróciła się z wnioskiem o wszczęcie postępowania karnego i postępowania dyscyplinarnego w policji. Po miesiącu funkcjonariusze skończyli postępowanie skargowe. Uznano, że "nie potwierdzono stosowania paralizatora i siły fizycznej w budynku komendy".

Dopiero rok później rzecznik zachodniopomorskiej policji przyznaje, że postępowanie "było prowadzone ze zbyt małą dociekliwością". Funkcjonariusz, który je prowadził, został zwolniony.

- Osoba, która przeprowadzała postępowanie wyjaśniające, nie zrobiła nic. Nie sprawdziła tasera ani monitoringu. Przesłuchała tylko swoich kolegów - mówi "Faktom" ojciec chłopaka.

Pod koniec sierpnia poszkodowani wnioskują o zabezpieczenie danych z paralizatora, ale przez 8 miesięcy nic się nie dzieje. Dane z urządzenia zostają zgrane dopiero w kwietniu 2017 roku. Okazuje się jednak, że nie zachowało się żadne nagranie.

- Kamera znajduje się w samej baterii, więc być może na komendzie było kilka baterii. Raz podano taser z jedną, raz - z drugą - domyśla się ojciec 18-latek.

"Volt" i jego koledzy z zarzutami

Reporter "Superwizjera" Jakub Stachowiak od początku zajmował się sprawą. Dopiero, kiedy niecały rok po wydarzeniach w komisariacie w Kołobrzegu rozmawiał z Komendą Powiatową Policji, niespodziewanie wszczęto na nowo postępowanie przeciwko czterem policjantom. - Nasza wizyta sprawiała, że w policji i prokuraturze zaczęło się gotować. Po pierwsze dlatego, że policjanci nie mieli nawet wszczętego postępowania dyscyplinarnego, a tylko wyjaśniające, które zakończyło się umorzeniem - mówi Jakub Stachowiak.

Wszczęte po wizycie dziennikarzy postępowanie kończy się miesiąc później zwolnieniem policjanta.

- Sprawca, który to zrobił, jeden jedyny miał uprawnienia na ten paralizator w Kołobrzegu i słynął z tego, że lubił sobie go poużywać - mówi ojciec 18-latka. Sam Kornel dodaje: - Słyszałem, że ma pseudonim "Volt".

Z dokumentów, do których dotarły "Fakty" wynika, że Marcin W. używał służbowego paralizatora 18 razy w ciągu czterech miesięcy i w żaden sposób tego nie udokumentował.

Jemu i trzem pozostałym policjantom, biorącym udział w interwencji, prokuratura postawiła zarzuty.

- Oczywiście, że je usłyszeli. Przyznają się do tych zarzutów? To sytuacja procesowa. Ja na ten temat nie będę się wypowiadał - ucina Jan Eider, adwokat Marcina W.

O zarzutach nie chce mówić też prokuratura. Na pytanie, dlaczego funkcjonariusze, którzy znęcali się nad 18-latkiem, jeszcze przez rok pracowali w policji, nie chciał odpowiedzieć Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji. - O takie informacje proszę się zgłaszać do Komendanta Głównego Policji - skomentował lakonicznie Mariusz Błaszczak.

Niewiele więcej do powiedzenia miał mł. insp. Mariusz Ciarka, rzecznik KGP : - Udzieliłbym informacji, ale nie znam po prostu tej sprawy - przyznaje.

Najwyraźniej przez półtora roku nikt w KGP nie zainteresował się kolejną sprawą wymuszania zeznań przy użyciu paralizatora.

Autor: Wojciech Bojanowski / Źródło: Fakty TVN

Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN