Prokurator rejonowy w Golubiu-Dobrzyniu oraz jego zastępczyni stracili stanowiska po emisji reportażu "Tajemnica śmierci Jakuba" autorstwa dziennikarzy "Superwizjera" TVN. To efekt zaniedbań w śledztwie w sprawie śmierci 19-letniego Jakuba Schimandy.
- Odrobinę przyczyniła się do tego kroku emisja tego programu i analiza akt, która doprowadziła nas do wniosku, że doszło do błędów. Błędów, których w prawidłowo prowadzonym śledztwie być nie powinno - mówi Artur Krause, prokurator okręgowy z Torunia.
19-letni Jakub Schimanda zmarł cztery lata temu. Jego zwłoki znaleziono w lesie pod Golubiem-Dobrzyniem. Prokuratura od początku przyjęła, że Jakub popełnił samobójstwo. Mimo że prokuratora w ogóle nie było na miejscu śmierci. Nikt nie zrobił oględzin ani zdjęć, nie przeprowadzono sekcji zwłok. Sprawa została zamknięta po dwóch dniach.
- Mimo że stwierdzono samobójstwo przez powieszenie, nikt nigdy nie widział sznura, kabla, czegokolwiek... Nikt nie widział tego typu dowodu - mówi Robert Socha, dziennikarz "Superwizjera" TVN.
"Analfabetyzm śledczy"
Dziennikarze dotarli do właścicielki zakładu pogrzebowego, do którego trafiło ciało Jakuba. Kobieta przekonuje, że ciało chłopaka nie wskazywało na samobójstwo. - Nie wierzyłam, że się powiesił - twierdzi. Dodaje, że ciało wyglądało tak, jakby zgon nastąpił na leżąco. Wg ustaleń dziennikarzy "Superwizjera" TVN, obecni na miejscu policjanci nie przeprowadzili czynności procesowych. Śledczy wykluczyli udział osób trzecich i zamknęli sprawę.
- Analfabetyzm śledczy. Gdyby ta sprawa zdarzyła się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, to może bym zrozumiał. Ale nie cztery lata temu! Tu nie wykonano podstawowych czynności, które należą do abecadła śledczego w przypadku znalezienia zwłok - komentuje Robert Duchnowski, były oficer kryminalny.
Mirosław Różyński, były naczelnik wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, ironizuje: - Na jakiej podstawie policjanci stwierdzili, że nie było osób trzecich? Organoleptycznie?
Rodzice chłopaka od początku wątpili w samobójstwo. Przekonują, że ich syn, gdy widzieli go po raz ostatni, był bardzo zdenerwowany. Dziś nie wykluczają, że śmierć Jakuba to nie było samobójstwo. - Nie zrobiono nic tam na miejscu. Po prostu odjechano, jakby się nic nie stało - stwierdza Leszek Schimanda, ojciec 19-latka.
Główny błąd: brak prokuratora na miejscu śmierci
W związku z tymi wszystkimi błędami, stanowiska stracili szef prokuratury w Golubiu-Dobrzyniu oraz jego zastępczyni. Zdaniem ich zwierzchników zaniedbania są ewidentne. - Główny, podstawowy błąd to brak prokuratora na miejscu, brak prokuratora i jego aktywnego udziału przy oględzinach miejsca zdarzenia - mówi Artur Krause. Po emisji reportażu śledztwo zostało wznowione. Prowadzi je inna prokuratura.
Autor: Tomasz Pasiut / Źródło: Fakty w Południe
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne