Liczba nielegalnych prób przekraczania granicy polsko-białoruskiej spadła o połowę, ale niestety spadła też liczba turystów. Choć strefa buforowa nie obejmuje turystyki, to przedsiębiorcy w tym widzą niskie obłożenie. Problem mają też organizacje humanitarne, bo ciężko im uzyskać zgodę na wejście do strefy.
Za tablice, które wyznaczają strefę buforową, od czterech tygodni nie wejdzie bez zgody pograniczników żaden przechodzień, dziennikarz ani żadna organizacja humanitarna. Jak twierdzi Straż Graniczna, strefa buforowa już sprawiła, że jest bezpieczniej.
- Liczba tych prób bardzo się zmniejszyła, w tej chwili mamy spadek o 65 procent osób, które próbują nielegalnie granicę naszego państwa przekroczyć - informuje major Katarzyna Zdanowicz, rzeczniczka Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.
Spada też liczba niebezpiecznych sytuacji. - Liczba interwencji sukcesywnie spada od momentu, kiedy zaczęła funkcjonować strefa buforowa. Ostatni tydzień to właściwie tydzień bez interwencji - przekazuje podinsp. Tomasz Krupa, rzecznik podlaskiej policji. - Ilość tych interwencji od momentu wprowadzenia strefy buforowej spadła nam o połowę - informuje mjr Magdalena Kościńska z Wojskowego Zgrupowania Zadaniowego Podlasie.
To wszystko brzmi dobrze, ale organizacje, które od trzech lat niosą pomoc przy granicy, alarmują, że 200-metrowa strefa sprawia, iż ci najsłabsi migranci - dzieci, chorzy albo ranni - nie mają kogo poprosić o pomoc. - Strefa zmieniła to, że jest mniej osób, do których jesteśmy w stanie trafić z pomocą - mówi Anna Sikora z Fundacji Ocalenie.
Organizacje humanitarne alarmują
Jak donosi Stowarzyszenie Egala, które także pomaga na granicy, tylko od 4 czerwca do 4 lipca doszło do 1689 pushbacków. Ludzie są dziś zawracani nawet z placówek Straży Granicznej, gdzie proszą o azyl. - Mamy takich klientów, którzy już byli na placówce, już mieli mieć przesłuchanie o ochronę międzynarodową i wtedy trafiali z powrotem na wschodnią stronę, po dwa-trzy razy czasami - informuje Anna Sikora.
Organizacje humanitarne ciągle przypominają, że bezpieczna granica to taka, na której nikt nie ginie. Jak podaje Fundacja Ocalenie, od początku kryzysu do końca marca na granicy Polski, Litwy i Łotwy z Białorusią zmarło 116 osób.
Z co najmniej kilkunastu organizacji pozarządowych, które dziś działają na granicy polsko-białoruskiej, zgodę na wejście do strefy buforowej dostała tylko jedna - Lekarze bez Granic. Major Zdanowicz podkreśla, że wydano siedem decyzji odmownych dotyczących zgód na wejście do strefy buforowej, tyle że takie zgody wydawane są tylko jednorazowo i na określone terytorium.
- Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy o to wnioskować, gdyż jest to po prostu niebezpieczne i dla naszych osób pomagających, ale przede wszystkim dla osób w drodze, które czekają na naszą pomoc, bo prawdopodobnie zanim byśmy dostali pozwolenie i do nich dotarli, toby już do nich dotarły służby - mówi Anna Sikora.
Strefa buforowa ma 60 kilometrów długości - ciągnie się od okolic Czeremchy do okolic Narewki. Ma 200 metrów szerokości - z wyjątkiem punktów w okolicach Puszczy Białowieskiej, gdzie strefa sięga na głębokość 2 kilometrów.
Problemy przedsiębiorców
W Czeremsze na Podlasiu mieszkańcy żyją tuż przy strefie zamkniętej. - To politycy chyba wymyślili sobie, bo dla nas ona jest niepotrzebna. W ogóle. Tylko uprzykrzają ludziom życie - ocenia jeden z mieszkańców. - Zawsze to jest bezpieczniej - uważa z kolei inny mieszkaniec.
Mieszkańcy strachu nie czują - gorzej z turystami, bo nawet tam, gdzie strefy buforowej nie ma, ludzie boją się przyjeżdżać nad granicę. - Jest tragicznie, jeżeli chodzi o agroturystykę - wyznaje Bronisław Talkowski z Agroturystyki w Kruszynianach.
W Kruszynianach - znanych z powodu mniejszości tatarskiej i pięknego meczetu - w te wakacje kompletne pustki. - O tej porze w poprzednich latach tu było mrowie ludzi - dodaje przedsiębiorca.
Obłożenie jest mniejsze o 50 albo i o 80 procent, a przecież kosztów stałych nikt za przedsiębiorców nie zapłaci. - Jeżeli nie zabezpieczymy zimy, to może być ciężko - wyznaje Maksymilian Witczak z restauracji Tatarska Jurta w Kruszynianach.
Wbrew rządowym zapowiedziom - rekompensat dla poszkodowanych przedsiębiorców nie ma. Rozporządzenie o strefie buforowej powołuje się na ustawę, która daje rekompensaty, ale dla przedsiębiorców pracujących w strefie. Tyle że tym razem strefa jest na tyle wąska, że przedsiębiorców w niej nie ma. - W poprzednim okresie, kiedy byliśmy zamknięci, kiedy też była podobna sytuacja, gdzie nie było u nas turystów, dostaliśmy rekompensatę i przynajmniej mieliśmy środki na pokrycie kosztów stałych - przypomina Bronisław Talkowski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Strefa buforowa na granicy. Mieszkańcy narzekają na odwołane rezerwacje, ale zapraszają, bo jest bezpiecznie
Turyści po prostu przestraszyli się kryzysu na granicy. Tym bardziej po alarmujących SMS-ach z RCB, które przychodziły w ostatnich tygodniach. - Było napisane, że żołnierze mogą użyć broni i że najlepiej po prostu się oddalić stąd, więc takie negatywne przekazy powodują to, że turyści nie chcą przyjeżdżać - podkreśla Maksymilian Witczak.
Zapytaliśmy wiceministra funduszy Jacka Karnowskiego i wiceministra spraw wewnętrznych Wiesława Szczepańskiego, czy i kiedy ci przedsiębiorcy dostaną pomoc od państwa, ale konkretów brak. - Zobaczymy. Jeżeli część z pieniędzy zostanie, to być może będzie można objąć część przedsiębiorców spoza strefy - odpowiada Jacek Karnowski. - Na pewno na ten temat będziemy rozmawiali, (…) żeby zobaczyć, czy jesteśmy w stanie ten problem rozwiązać - mówi Wiesław Szczepański.
Strefa ma działać jeszcze przez dwa miesiące.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24