Zostaliśmy oszukani, zniszczeni, stłamszeni przez państwo - tak biznesmen podsumowuje swoją historię. Tomasz Radloff mówi, że czuje się jak bandyta. Wszystko przez, wydawałoby się, błahostkę. Zapłacił podatek, ale nie dostarczył kopii jednego dokumentu. Po trzech latach okazało się, że jest winien prawie milion złotych.
- Zablokowali nam konta. Nie możemy robić żadnych przelewów, nie możemy płacić za ZUS, nie możemy zapłacić wypłat, nie możemy kompletnie robić nic - mówi Tomasz Radloff, współwłaściciel firmy Ardsel Meble. Wszystko przez dług z powodu podatku, który przedsiębiorcy zapłacili. - Podatek VAT został rozliczony w całości, w kwocie pełnej w 2020 roku. Nie został budżet państwa absolutnie uszczuplony nawet na jedną złotówkę - podkreśla Elżbieta Remiesz, właścicielka agencji celnej inTRem, która obsługuje firmę Ardsel Meble. W 2020 roku właściciele firmy zgodnie z przepisami rozliczali VAT za import towarów co kwartał. Za pierwsze trzy kwartały, a sprawa dotyczy właśnie tego okresu, zapłacili urzędowi skarbowemu w terminie w sumie ponad pół miliona złotych.
- Decyzja urzędu celno-skarbowego dla nas to też była megazaskakująca - przyznaje Bartosz Błaut, współwłaściciel biura rachunkowego. Chodzi o decyzje naczelnika Podlaskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Białymstoku o ponownej zapłacie już przelanego VAT-u za 32 importy, bo przedsiębiorcy nie dopełnili jednej - wydaje się, że łatwej do skorygowania - obowiązującej wtedy formalności. Złożyli deklarację do urzędu skarbowego, zapłacili należny podatek, ale nie dostarczyli papierowej kopii deklaracji do urzędu celno-skarbowego. Odwołania nie pomogły. Na teraz firma ma zapłacić nie tylko już odprowadzony VAT, ale i codziennie rosnące odsetki oraz koszty egzekucyjne. Jej dług zbliża się więc do miliona złotych.
Sprawa po latach
O tym, że coś jest nie tak, przedsiębiorcy dowiedzieli się po trzech latach. - Nie było ani jednej informacji, że jest niedopełniony jakikolwiek obowiązek przez tyle czasu - mówi Bartosz Błaut. - Był 2020 rok, minął 2021, 2022, zaczął się 2023 i po prostu raptem chyba ktoś spostrzegł, że można tutaj zarobić na odsetkach - twierdzi Magdalena Jurgielewicz, agent celny w inTRem.
Nawet gdyby firma miała z czego zapłacić milion złotych, po korekcie deklaracji pieniądze by do niej wróciły, ale nie wszystkie - słyszymy. - Zwróci się tylko główna kwota, czyli drugi raz wpłacona, a odsetki i egzekucja, oczywiście, pójdą do Skarbu Państwa - tłumaczy Sławomir Lesiak. - Tak się czuję dokładnie jak bandyta, złodziej, i jakbym robił jakiś przekręt tak naprawdę, jakiś przekręt VAT-owski, bo tak to wygląda z boku - przyznaje Tomasz Radloff.
Wszyscy, którzy widzą sprawę od środka, wiedzą, że na zapłatę miliona złotych nie ma szans. Z powodu naliczanego długu na razie pracę straciły tam trzy osoby, a spółce grozi zamknięcie. W poważnych tarapatach jest też agencja, która w jej imieniu dokonywała zgłoszeń w urzędzie celnym. - Najbardziej czarny scenariusz to jest zamknięcie firmy i tak naprawdę utrata majątku - dodaje Elżbieta Remiesz. W ramach tak zwanej solidarnej odpowiedzialności agencja celna odpowiada za dług swojego klienta w pełnej jego kwocie. Dług za podatek w terminie zapłacony.
- Urząd celny w Białymstoku bardzo dobrze wiedział o tym, że my zapłaciliśmy, bo też mieli do tego wgląd. Od 2017 roku jest wgląd do dokumentów elektronicznych - zapewnia Tomasz Radloff. Po to powstała Krajowa Administracja Skarbowa. - Wystarczyło wpisać NIP i można było zweryfikować wszystkie dane - zauważa Elżbieta Remiesz.
Naczelnik Podlaskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Białymstoku, tłumacząc się tajemnicą skarbową, o sprawie nie chce rozmawiać. - Nieraz myślę, żeby po prostu stąd wyjechać i założyć działalność w innym państwie, bo tutaj się nie da - przyznaje Tomasz Radloff. 25 października sprawą zajmie się Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu TVN24