Jedna osoba nie żyje, a 17 jest rannych po potężnym wybuchu gazu w amerykańskim mieście Durham (Północna Karolina). Eksplozja była tak silna, że jeden z budynków runął. Do tragedii doszło rano w dzielnicy pełnej biur i kawiarni.
Na razie nie wiadomo kim był człowiek, który zginął w wybuchu.
Policja twierdzi, że to najprawdopodobniej mężczyzna, który doprowadził do wycieku gazu. Według relacji świadków próbował wwiercić się w chodnik, żeby zainstalować tam kable światłowodowe. Do eksplozji doszło zaledwie pół godziny po zgłoszeniu o rozszczelnionej instalacji gazowej.
Straty są liczone w milionach dolarów, między innymi dlatego, że lokalny biznesmen przechowywał w garażu zniszczonego budynku około osiemdziesiąt sportowych samochodów. Wśród zabytkowych aut były także unikatowe, pojedyncze modele z lat 50. i 60. ubiegłego stulecia.
Na razie nie wiadomo, ile samochodów ocalało.
Źródło: Fakty po południu