Inwazja Rosji na Ukrainę ma twarz dzieci - wyrwanych z normalnego życia, wrzuconych w koszmar ucieczki, ukrywania się, cierpienia, strachu i śmierci. Od pięciu dni najmłodsi na Ukrainie przechodzą przyspieszoną lekcje dorosłości.
Choć mają po kilka lat, to doskonale wiedzą, co to znaczy strach, wojna i śmierć. Musiały się tego nauczyć w zaledwie pięć dni.
- Chcę żyć, boję się. Cierpię ja, moja rodzina i moje życie - mówi jeden z ukraińskich chłopców.
- Tato został w Kijowie. Tato będzie sprzedawał rzeczy, żeby pomóc naszym bohaterom, naszemu wojsku. Naszym wojskom będzie pomagał, może nawet będzie walczyć - mówi ze łzami w oczach Marko Gonczaruk, uchodźca z Kijowa.
Marko jest w jednym z setek autobusów, które próbują opuścić strefę wojny - zostawia za sobą dom, szkołę, zabawki i ukochanego ojca. Podobnie jak tysiące innych dzieci w całej Ukrainie, boi się, czy go jeszcze kiedykolwiek zobaczy.
W Ukrainie, w domach, a często w piwnicach, schronach czy w podziemnych stacjach metra - wciąż przebywa około trzech milionów dzieci.
- Przez raptem cztery dni, przez rosyjski ostrzał, zginęło 16 ukraińskich dzieci. 45 jest rannych - przekazał w poniedziałek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Rosjanie uderzają w przedszkola, sierocińce
Świat obiegło zdjęcie Poliny, która - czwartego dnia inwazji Rosji na Ukrainę - wraz z rodzicami zginęła rozstrzelana przez rosyjską grupę zwiadowczą. Większość ginie jednak jako "przypadkowe ofiary", wkalkulowane w zbrodniczy plan Władimira Putina.
- Oni uderzają w przedszkola, oni uderzają w sierocińce. Wczoraj do Lwowa przywieźli dzieci z sierocińca w tej odzieży, która na nich była - informuje Lesia Vakuliuk, dziennikarka Ukraina 24.
Organizacje humanitarne potwierdzają, że z każdym dniem sytuacja - zwłaszcza tych rodzin, które ukrywają się w dużych miastach - jest coraz gorsza. Zwłaszcza pod względem dostępu do żywności.
- Niezbędna i to natychmiastowo jest pomoc humanitarna. Można powiedzieć, że w tej chwili tam jest katastrofa humanitarna - podkreśla siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona Wspólnoty "Chleb Życia".
- Strzelają w lekarzy, strzelają w dzieci - mówi jedna z Ukrainek, która świadczy pomoc po polskiej stronie.
Osierocone dzieci czekają na pomoc
Na matki z dziećmi, które zdecydują się uciekać przed wojną, czeka niebezpieczna i wielogodzinna podróż. Na Polską wschodnią granicę docierają też kobiety w ciąży. Tylko w niedzielę w szpitalu w Przemyślu urodziło się w ten sposób troje dzieci.
- W szpitalu w Hrubieszowie, to również wschodnia część Polski, gdzie średnio dziennie rodzi się jedno dziecko, tylko wczoraj na świat przyszło 11 maluszków - przekazał Marcin Kwaśny, reporter TVN24.
W Ukrainie wciąż przebywa niemal sto tysięcy dzieci osieroconych i 64 tysiące w pieczy zastępczej. Stowarzyszeniu SOS Wioski Dziecięce udało się bezpiecznie ewakuować do Polski czterdzieścioro dzieci wraz z ich rodzinami zastępczymi. Stowarzyszenie apeluje o pomoc, żeby sprowadzić, jak najwięcej kolejnych.
- Są oni w tej chwili bezpieczni w "Wiosce SOS" w Biłgoraju. Dzisiaj przyjeżdża kolejna grupa: to będzie 21 dzieci wraz z opiekunami - poinformowała Anna Choszcz-Senderowska ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce w Polsce.
Dzieci zostaną objęte pomocą psychologa, bo eksperci nie mają wątpliwości, że trauma wojny może z nimi zostać do końca życia. Przedstawiciele organizacji charytatywnych dodają, że trzeba się przygotować na to, że matki z dziećmi, które docierają teraz do Polskiej granicy, to dopiero początek.
- Większość, zdecydowana większość tych osób jeszcze do nas nie przyjechała - zwraca uwagę Michał Mikołajczyk, prezes Polskiego Czerwonego Krzyża na Mazowszu.
Autor: Tomasz Pupiec / Źródło: Fakty po południu TVN24