Był obrońca, oskarżyciel, świadkowie i sąd. Na sali rozpraw zabrakło tylko głównego podejrzanego, czyli kota. Na jego właścicielu - sołtysie wsi Dzikowo Iłlawieckie Stanisławie Baranie - ciąży zarzut tego, że jego kot miał "biegać luzem po drodze". Wyrok ma zapaść w sierpniu.
Na trop biegającego po wsi kota funkcjonariusze z komendy w Bartoszycach wpadli przez przypadek. Jeden z mieszkańców zaalarmował ich, że pod jego domem dzieją się niepokojące sceny. - Wyzywając policję na interwencję (mieszkaniec - przyp. red.) mówił, że za kotem biega pies - opisuje Marta Kabelis z policji w Bartoszycach.
Interwencja była szybka i zdecydowana - policjanci ukarali właścicielkę psa mandatem. Postępowanie wyjaśniające naprowadziło ich też na rzekomego właściciela kota. I tu pojawił się problem. - (Policjant przyp. red.) mówił, żebym się przyznał. Ja pytam: do czego mam się przyznać? Że pana kot chodził po drodze - wspomina Sołtys. - Właściciel kota miał przedstawiony zarzut, nie przyznał się do stawianego zarzutu i skorzystał z prawa, które mu przysługuje. Odmówił składania wyjaśnień - dodaje Kabelis.
"Myślałem, że to żart"
Zdaniem funkcjonariuszy sołtys złamał artykuł 77. Kodeksu Wykroczeń, który stanowi, że "kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze grzywny do 250 złotych albo karze nagany". - Pytali czy mam kaganiec, czy jest uwiązany. Z początku myślałem, że to żart jest - mówi Baran.
Sołtys spokojnie czeka na sądowe rozstrzygnięcie. Linia obrony zakłada, że policjanci popełnili proceduralny błąd - nie sporządzili portretu pamięciowego kota.
Wyrok w tej sprawie najprawdopodobniej zapadnie w sierpniu. Sołtysowi grozi nagana bądź grzywna - do pięciuset złotych.
Autor: Tomasz Pupiec / Źródło: Fakty po południu
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po południu