Przez pandemie wiele hospicjów boryka się z problemami finansowymi. Wcześniej hospicja organizowały charytatywne koncerty czy zbiórki. Teraz nie ma takiej możliwości. Tylko w białostockim "Domu Opatrzności Bożej” brakuję ponad miliona złotych.
W białostockim hospicjum zawsze było więcej pacjentów niż miejsc. Teraz, z powodu pandemii, na 70 łóżek zajętych jest 56. Przez zakaz odwiedzin rodziny niechętnie oddają swoich bliskich pod opiekę ośrodka dla nieuleczalnie chorych.
- Mamy wolne miejsca, za które Narodowy Fundusz Zdrowia, na podstawie zawartej umowy, nie przekazuje nam środków - mówi Tadeusz Borowski-Beszta, kierownik hospicjum "Dom Opatrzności Bożej" w Białymstoku.
Z tego powodu w 2020 roku na utrzymanie placówki zabrakło ponad miliona złotych. W 2021 roku, tylko w styczniu, stu tysięcy złotych.
- Gdyby nie było darczyńców, prawdopodobnie w związku z zadłużeniem przyszedłby komornik i zlicytował nam przynajmniej jeden z budynków - uważa Tadeusz Borowski-Beszta.
Kolosalne kwoty
Każdy miesiąc to walka o przetrwanie. Pod opieką Fundacji Hospicyjnej z Gdańska jest w sumie ponad 150 osób. Dorosłych i dzieci. Większość to pacjenci hospicjum domowego.
- Pandemia obnażyła to, o czym wiedzieliśmy od dawna, i co środowisko hospicyjne sygnalizowało od wielu lat. Ostatnie stawki zostały ustalone w 2015 roku i już wówczas one były zaniżone - przekonuje Anna Janowicz, prezes zarządu Fundacji Hospicyjnej w Gdańsku.
Za pacjenta, leki i wynagrodzenia pracowników płaci NFZ, ale opłaty, koszty utrzymania budynku, zakupu dodatkowego sprzętu czy na przykład środków ochrony osobistej - to już wydatki hospicjum.
- To jest około 11 tysięcy na miesiąc użytkowania rękawiczek. To są w tej chwili kolosalne kwoty - mówi Jarosław Wach, dyrektor Centrum Opieki Paliatywnej "Betania" w Opolu. - W zależności od rodzaju opieki, musimy dopłacić od około 30 do 60 nawet procent w przypadku poradni medycyny paliatywnej - dodaje Anna Janowicz.
Centrum Opieki Paliatywnej "Betania" w Opolu co miesiąc musi uzbierać 30 tysięcy złotych. W czasach pandemii to ogromne wyzwanie.
- Nie możemy organizować zbiórek publicznych. Nie możemy organizować różnych działań. Koncertów, gdzie pozyskiwaliśmy środki finansowe, no i tutaj jest kłopot - mówi Jarosław Wach.
- Wiem, że wiele hospicjów wykorzystuje już swoje zapasy, które miało, tak żeby przetrwać, żeby zachować jak najwyższą jakość opieki - opowiada Anna Janowicz.
Ciche korytarze
Brakuje również pielęgniarek i opiekunów medycznych.
- Szpitale covidowe jednak płacą lepiej. Poza tym praca w hospicjum jest ciężka. Nie tylko fizycznie, ale również psychicznie - uważa Jarosław Wach.
Finanse nie są jednak jedynym problemem czasów epidemii. Na hospicyjnych korytarzach jest cicho i pusto. - Gdybyście państwo przyjechali dwa lata temu, to na holu byliby wolontariusze w żółtych koszulkach. Byłyby rodziny. Byłoby dużo życia - mówi Anna Janowicz.
- Pacjenci są zaopiekowani medycznie. Natomiast wiadomo, że w hospicjum są pacjenci, którzy umierają, którzy odchodzą i niezmiernie istotne jest dla nich, żeby ich bliscy mogli z nimi przebywać - dodaje Anna Żebranowicz, dyrektor hospicjum Bonifratrów we Wrocławiu.
Od roku nie jest to możliwe. W wielu takich miejscach jest zakaz odwiedzin albo spotkania z rodziną ograniczone są do minimum.
- Kluczowe jest towarzyszenie wtedy, kiedy choroba przybiera na sile i kiedy liczymy się z tym, że to są ostatnie dni życia. Wtedy, kiedy widzimy, że ta rozłąka jest szczególnie dojmująca, to wychodzimy temu naprzeciw, tak po ludzku - wyjaśnia Agnieszka Paczkowska, psycholog z Hospicjum imienia księdza Eugeniusza Dutkiewicza.
Autor: Marta Kolbus / Źródło: Fakty po południu
Źródło zdjęcia głównego: tvn24