Podzielmy się jedzeniem po świętach - apelują fundacje dobroczynne z całej Polski. To działa, bo żywność z wielkanocnego stołu coraz rzadziej trafia do kosza, a coraz częściej na inne stoły. To, czego nie zjemy, możemy zanieść do jadłodzielni albo zostawić w przygotowanych do tego lodówkach. Stamtąd jedzenie trafi do osób ubogich i bezdomnych.
We Wrocławiu jest szesnaście lodówek foodsharingowych. Pani Izabela Duchnowska, organizatorka akcji "Wspólna lodówka na Nadodrzu" pokazuje jedną z nich. - W tym momencie w lodówce mamy ziemniaki poporcjowane w pudełeczkach - mówi. - Przezroczysta szyba pozwala szybko sprawdzić, czy coś jest w środku czy nie, i osoby, które potrzebują, mogą sobie to jedzenie zabrać - tłumaczy.
Pan Józef przychodzi do lodówki raz w tygodniu. - Lodóweczka jest w sam raz, elegancko! - zachwala. Jedzeniem poczęstował się też w czasie Wielkanocy. - Galaretka była taka dobra, to dwie wziąłem paczuszki. Parę pomarańczy, jabłka - wymienia.
Zainteresowanie jedzeniem jest widoczne szczególnie tuż po świętach. - Jest to taki worek bez dna. Cokolwiek zostanie przyniesione, to leży w tej lodówce kilka do kilkunastu minut - opisuje Izabela Duchnowska.
Do jednej z wrocławskich lodówek trafiło też jedzenie ze stołu prezydenta miasta. - Nie zdążyłem przejść na drugą stronę ulicy, a już pojawiły się dwie osoby, które zaczęły korzystać z produktów, które włożyłem - relacjonuje prezydent Wrocławia Jacek Sutryk.
Nie tylko we Wrocławiu
Jedzenie, które po świętach zalega w domowych lodówkach, mieszkańcy innych miast mogą przynieść na przykład do jadłodzielni. - My tę żywność rozdysponujemy osobom potrzebującym, osobom bezdomnym, czy osobom, które nie mają tej żywności - tłumaczy Monika Lewko z Fundacji Spe Salvi w Białymstoku.
- Warto jest się dzielić. Sam kiedyś otrzymałem pomoc, więc chciałbym się odwdzięczyć w taki właśnie sposób - mówi Dominik Dyniziak, mieszkaniec Białegostoku.
Pan Dominik wizytę w białostockiej jadłodzielni zaplanował jeszcze przed Wielkanocą. - Postanowiłem, że zrobimy trochę więcej potraw, żeby się podzielić - mówi. - Specjalnie. Tak, można powiedzieć, że specjalnie zrobiliśmy dużo więcej, żeby komuś innemu się przysłużyć - dodaje.
- Przynieśliśmy sałatki, kawałek ciasta, wędliny, które wiedzieliśmy, że się zmarnują po prostu w domu - wymienia pani Monika Mierzwińska, mieszkanka Białegostoku. - Także o dłuższym terminie przydatności, jakieś herbaty, ciastka, paluszki, makarony - dodaje jej mąż, Wojciech.
Ciasto nie było kłamstwem
Takie punkty foodsharingowe znaleźć można w całej Polsce. W Krakowie takie miejsce prowadzone jest przez studentów i doczekało się stałych bywalców. - Pytają się na przykład, czy jeszcze coś jest w tej lodówce, albo widzę karteczki z napisem, że mam ochotę na kompot, albo na ciasto - mówi wolontariuszka Aleksandra Nowak z fundacji All In w Krakowie.
- Długo tutaj chodzę i spodziewałam się tego, że w święta będzie dużo jedzenia, bo w święta wiadomo, wszyscy jedzą dużo i gotują - przyznaje Paula, mieszkanka Krakowa.
Ludzie dużo robią jedzenia i też dużo tego jedzenia marnują. Dlatego punkty foodsharingowe i miejskie jadłodzielnie przyjmują żywność przez cały rok.
Autor: Paula Przetakowska / Źródło: Fakty po południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24