Przed nowym rządem trzy ważne decyzje: co ze stawką VAT na żywność oraz zamrożonymi cenami prądu i gazu. Programy osłonowe obowiązują tylko do końca 2023 roku. Miały za zadanie zmniejszać wpływ wysokiej inflacji na nasze portfele. Są też ogromnym obciążeniem dla budżetu, które nie może trwać wiecznie.
W naszych portfelach każdego dnia jest coraz mniej. Wprawdzie inflacja hamuje, ale to dalej oznacza wzrost cen - tylko wolniejszy. Drożeją podstawowe produkty. Kilogram pomidorów malinowych kosztuje nawet 13 złotych, jabłek - 4 złote, ziemniaków - 3,5 zł. Może być jeszcze drożej. Cena paliwa rośnie. Dwa dni po wyborach Orlen zaczął urealniać ceny. Dzisiaj za litr benzyny bezołowiowej płacimy nawet 6,64 złotego - a za diesla 6,79 złotego. - Najprawdopodobniej ceny paliw jeszcze trochę wzrosną, aczkolwiek ten wzrost jest wolniejszy, niż oczekiwaliśmy. Z tego względu, że mamy spadek cen ropy na rynku światowym, a dodatkowo pomaga nam tutaj silna złotówka - zaznacza profesor Agnieszka Poczta-Wajda z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.
Pytania o tarcze
Ceny w końcu muszą osiągnąć poziom rynkowy. - Możemy się mocno rozczarować na początku przyszłego roku. Inflacja może wskoczyć na wyższe poziomy po tym październikowym zafałszowaniu poziomów - ostrzega profesor Aneta Zelek z Zachodniopomorskiej Szkoły Biznesu. Wyjątkowo atrakcyjne, niskie ceny paliwa, ale i zamrożony VAT na żywność, niższe ceny prądu i gazu - to wszystko ma wpływ na dzisiejsze, dzięki tym osłonom niższe, ceny produktów i usług. - Gdybyśmy dzisiaj wycofali się ze wszystkich tarcz i jednocześnie, gdyby ten koszt wyższy został przerzucony na konsumenta, jeśli dzisiaj mamy inflację w okolicach 6,6 procent, to mielibyśmy w okolicach 9 procent - tłumaczy ekonomista Marek Zuber.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Złoty się umacnia. Euro najtańsze od ponad dwóch lat
- Nie będzie można ich (tarcz - red.) przedłużać. Ani budżet nie jest z gumy, ani środki, które budżet uzyskuje, nie są wystarczające. Trzeba by było chyba podnieść podatki. Ja uważam, że trzeba zrobić okres przejściowy przez pół roku, a potem różnego rodzaju ewentualnie dotacje dla najuboższych - przekonuje profesor Marian Noga, ekonomista i były członek Rady Polityki Pieniężnej. Przed rządem trudne wyzwanie. Pytanie - czy i w jakim zakresie zostaną przedłużone tarcze antyinflacyjne od 2024 roku.
Andrzej Domański, poseł Koalicji Obywatelskiej typowany na ministra finansów, powiedział wprost: zerowy VAT na żywność, w projekcie budżetu przedstawionym przez PiS, został zniesiony. Stawka VAT wraca do poziomu pięciu procent. Pytany o to, czy potencjalny rząd demokratycznej opozycji to zmieni, Domański odpowiada, że jego zdaniem VAT powinien wrócić do poziomu pięciu procent. To oznaczałoby od 1 stycznia podwyżkę cen żywności.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ceny w Polsce mają rosnąć najszybciej w całej Unii Europejskiej
Od innych polityków słyszymy, że rozmowy na ten temat jeszcze trwają. - Są zbierane opinie. Ja osobiście jestem zwolennikiem, żeby takie tarcze zostały, dlatego że Prawo i Sprawiedliwość zostawia nam wielki bałagan i wielki kryzys. Inflacja cały czas jest wysoka - zaznacza Tomasz Trela z Nowej Lewicy. - W tej sprawie uniemożliwia nam się działanie i przygotowanie działań, które są w interesie Polek i Polaków. Ktoś ponosi za to odpowiedzialność. To jest Andrzej Duda - podkreśla Michał Szczerba z PO. Nieprzedłużenie tarcz dotyczących cen prądu i gazu oznaczałoby podwyżki - tym razem kilkudziesięcioprocentowe.
Odczuwalne skutki
- Jeżeli mówimy o prądzie, to mówimy prawdopodobnie o 40-50 procentach wyższych rachunkach. Jeżeli mówimy o gazie, też mówimy o kilkudziesięciu procentach - dodaje Marek Zuber. Ceny energii elektrycznej, gazu i żywności oraz wysokość cen paliw będą miały ogromny wpływ na kształtowanie inflacji w kolejnych miesiącach. - Nawet rządzący ustępujący twierdzą, że w miesiącach listopadzie i grudniu ta inflacja nie spadnie poniżej 6 procent (...). A w roku następnym ja nie wiem, czy my nie będziemy mieli odbicia jeszcze jakiegoś inflacyjnego - mówi profesor Marian Noga. Dochodzą też inne czynniki - na przykład wzrost płacy minimalnej. Nasze wynagrodzenia wzrosną, ale wraz z nimi wzrosną koszty prowadzenia biznesu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Inflacja bazowa w Polsce. Są nowe dane
- Wzrost niebagatelny, bo o 20 procent w stosunku do aktualnej płacy oczywiście podbije presję na zwyżki wynagrodzeń i oczywiście zobaczymy to ostatecznie w naszych portfelach. Raz po stronie ewentualnie wyższych dochodów z pracy, ale drugi raz po stronie cen, które będziemy musieli zapłacić - mówi profesor Aneta Zelek. Jak wynika z najnowszego raportu NBP, ceny dalej będą rosnąć. W 2024 roku inflacja ma wynosić 4,6 procent. - Nie ma bardziej sprawiedliwego rozwiązania, niż opieranie się na cenach rynkowych. Niech rynek ustala ceny, a nie jakiś urzędnik czy jakaś korporacja, czy jakiś monopol jak Orlen - podkreśla profesor Marian Noga. Przyszłoroczny deficyt budżetowy ma wynosić blisko 165 miliardów złotych.
Źródło: Faty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu TVN24