Anna Hernik jest laureatką nagrody internautów tegorocznego konkursu Grand Press Photo. Fotografka w jednym kadrze uchwyciła życie swoje, ale też innych rodzin, które, tak jak ona, mierzą się z glejakiem. To wyjątkowo złośliwy nowotwór mózgu. Ponad rok temu diagnozę usłyszał mąż pani Anny.
Wykonane przez Annę Hernik zdjęcie mówi więcej niż miliony słów. - Że warto walczyć i warto się nie poddawać - tłumaczy jej mąż, Jan Hernik. - Myślę, że to jest najważniejsze moje zdjęcie - dodaje.
Dla autorki - Anny Hernik - to kadr z jej życia. Zdjęcie zostało zrobione po operacji męża, u którego zdiagnozowano glejaka czwartego stopnia. To wyjątkowo złośliwy nowotwór mózgu. - Wpadało do pokoju piękne światło, syn był bardzo stęskniony za tatą, siedział przy nim, z takim strachem patrzył na niego - wspomina Anna Hernik.
W najważniejszym konkursie dziennikarskim zdjęcie zostało docenione nie tylko przez jurorów, ale przede wszystkim przez internautów. - Nagrodę chciałabym zadedykować mojemu mężowi, który jest niesamowicie dzielną osobą i codziennie pokazuje mi, że życie jest warte tego, żeby każdego dnia wstawać, uśmiechać się i o nie walczyć - powiedziała Anna Hernik.
Glejak pojawia się nagle i szybko rośnie
Dla Herników ta walka trwa od 17 miesięcy. Pan Jan usłyszał diagnozę, która w jednej chwili zmieniła całe życie 5-osobowej rodziny. - Spadło na nas jak grom z jasnego nieba. To był zwykły dzień po prostu. Odebrałam telefon, że mąż stracił przytomność i karetka wiezie go do szpitala - wspomina Anna Hernik. - To jest ogromny szok, to jest płacz i nie ma co ukrywać, że ten płacz dotyczy też mężczyzn - mówi Jan Hernik.
Najtrudniej było wytłumaczyć dzieciom, że to nowotwór, na którego nie ma lekarstwa. - Na początku nie zdawałam sobie sprawy, z czym się mierzymy, co to w ogóle jest. Potem jeszcze te wszystkie leki... To było takie przytłaczające, to jest choroba śmiertelna - wspomina Nina Hernik, córka. - Nie wszyscy rozumieją tę chorobę i skalę tej choroby - uważa druga córka, Lila Hernik.
Lekarze przyznają, że są bezradni wobec glejaka. Guz szybko rośnie i pojawia się nagle. - W tych agresywnych podtypach standardem leczenia jest zabieg neurochirurgiczny, a później uzupełniająca radioterapia - mówi Tomasz Borowiec, onkolog z Dolnośląskiego Centrum Onkologii we Wrocławiu.
To nie jest walka o wyleczenie, ale wydłużenie życia o tydzień, miesiąc, rok. 90 procent pacjentów nie przeżywa nawet pięciu lat od diagnozy.
- Naprawdę bardzo bym chciała, żeby ta nagroda spowodowała, że otworzą się jakieś drzwi, że rozpoczną się badania kliniczne, że będą dostępne dla mojego męża, dla ludzi, którzy chcą żyć, bo nie może być tak, że latamy w kosmos, a guz mózgu nadal jest nierozpoznawalny do 4 stopnia bardzo często - powiedziała podczas odbierania nagrody Anna Hernik.
"Myśmy nawet słyszeli, że to jest pasożyt mózgu"
Zanim usłyszeli diagnozę, minęły dwa miesiące. Wcześniej pana Jana często bolała głowa. Nie raz był u lekarza. - Trudno było zdiagnozować tego glejaka mózgu, myśmy nawet słyszeli, że to jest pasożyt mózgu - wspomina Anna Hernik.
Ten rodzaj nowotworu można zdiagnozować jedynie podczas badania rezonansem magnetycznym, ale to nie jest rutynowe badanie, a na jego wykonanie pacjenci często muszą czekać w kolejce kilka miesięcy.
- Ta grupa cała nowotworów to nie są nowotwory, gdzie są zalecane badania przesiewowe, więc w wielu sytuacjach nie ma sposobu na to, żeby tę chorobę wcześnie wyłapać - twierdzi Tomasz Borowiec.
Szacuje się, że rocznie na glejaka wielopostaciowego zapada pięciu na 100 tysięcy Polaków. - Niepokojącym objawem jest wystąpienie ataku padaczkowego u osoby dorosłej. (...) Czasami są to objawy przypominające trochę udar mózgu - informuje Tomasz Borowiec.
Pani Anna, która od lat fotografuje ludzi i ich historie, chciałaby, żeby ta nagroda dała nadzieję chorym i ich rodzinom, była początkiem dialogu o glejaku i innych nowotworach mózgu.
- W jednej sekundzie partnerzy, dzieci i rodzice zamieniają się w tak zwanych asystentów raka. To my codziennie wykonujemy setki reaserchu internetowego, szukamy pomocy, nadziei - powiedziała na gali Grand Press Photo Anna Hernik. Dlatego tak ważne jest wsparcie psychologiczne. - Niestety, to jest ten element, który jest bardzo mocno zaniedbany w Polsce - twierdzi Jan Hernik.
"Nie raz jest tak, że to ja płaczę, a on mówi: nie martw się"
Pan Jan miał już dwie wznowy choroby, jest po dwóch operacjach. Lila Hernik mówi, że te momenty były dla niej ciężkie, bo bała się, że ostatni raz widziała się z ojcem. - Życie toczy się dalej mimo gorszych i lepszych dni. No, to zawsze to gdzieś jest, że tata jest chory - mówi Nina.
Mąż pani Anny, mimo choroby, nigdy nie zrezygnował z pracy. - To też jest bardzo ważne, żeby tych osób onkologicznie chorych nie wykluczać z tego, co kochają, bo to daje im napęd do życia i zdrowienia - tłumaczy Anna Hernik.
Każdego dnia Anna Hernik udowadnia swoim bliskim, że nie wolno się poddawać i trzeba cieszyć się tym, co jest tu i teraz. - Tego raka trzeba oswoić i po prostu nauczyć się z nim żyć, i czerpać z tego życia tyle, ile się da. Każdego poranka celebrować bliskość z dziećmi, z rodziną - tłumaczy Jan Hernik.
- Nie raz jest tak, że to ja płaczę, a on mówi: nie martw się, wszystko się ułoży. To jest cudowne - przybliża Anna Hernik.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Anna Hernik/Archiwum prywatne