Policja podsumowuje Święta Wielkanocne na drogach i jest to bilans mało optymistyczny. Więcej niż przed rokiem było wypadków, ofiar i pijanych kierowców. Te dane potwierdzają niepokojącą tendencję. Polacy jeżdżą coraz szybciej, coraz niebezpieczniej i coraz częściej tracą z tego powodu prawo jazdy.
26-latek z Elbląga jechał pijany i nie zatrzymał się do kontroli, bo był poszukiwany. Zwrócił na siebie uwagę, bo jechał zygzakiem i na dodatek otarł się o barierkę. To tylko jedna ze świątecznych historii z polskich dróg.
- Spodziewaliśmy się, że może być niebezpiecznie, bo aura rozpieszcza kierowców, a rozpieszczeni kierowcy, niestety, jeżdżą zbyt szybko - mówi podinsp. Radosław Kobryś z KGP. - Obserwujemy, że Polakom przeskoczył jakiś przełącznik, jakiś tryb szybkiej jazdy - dodaje.
W tym roku w czasie Wielkanocy na drogach zginęło 38 osób i doszło do 281 wypadków. To więcej niż w ubiegłym roku. Wtedy w okresie wielkanocnym na drogach zginęły 23 osoby, a wypadków było 238. Policja zatrzymała również więcej nietrzeźwych kierowców (ten rok: 1450, wobec 1151 w roku 2018). A mogło być bezpieczniej, bo Polacy w tym roku rozłożyli swoje wyjazdy na dwa przedświąteczne dni: czwartek i piątek.
Interwencja obywatelska
Od początku roku Polacy jeżdżą za szybko i szybko też tracą prawo jazdy. Takie historie brzmią coraz mniej niewiarygodnie: pani Milena z Łodzi zatrzymała kompletnie pijanego kierowcę - tego samego aż dwa razy w krótkim czasie. Kiedy spotkali się po raz pierwszy, przyjechał po butelkę wódki, więc zabarykadowała mu drogę. - Rozmawiając z dyspozytorem przez telefon, postanowiłam wyciągnąć mu kluczyki, bo kierowca manewrował i próbował mnie ominąć, i wyjechać - wspomina.
Policja zatrzymała prawo jazdy pijanemu kierowcy, ale zaledwie trzy dni później znów pijany wsiadł za kółko. - W ciągu trzech dni, przyłapałam tego samego mężczyznę, w tym samym miejscu! To jest pech tego pana, że trafił na mnie - mówi pani Milena.
- Trudno było przewidzieć na postawie okoliczności, że dojdzie do takiego zdarzenia, a środki, którymi dysponujemy, również prawne, nie pozwalają, żeby zastosować jakiś środek zapobiegawczy - tłumaczy kom. Marcin Fiedukowicz z łódzkiej policji.
Poczucie bezkarności
Niektórzy kierowcy czują się bezkarni, a policja może tylko bić na alarm.
- Zatrzymaliśmy o ponad połowę więcej dokumentów prawa jazdy niż w tamtym roku - mówi podinsp. Radosław Kobryś.
Dlaczego kierowcy jeżdżą za szybko? Wśród przyczyn pojawiają się nie tylko brak poczucia nieuchronności kary, ale i mniej fotoradarów, lepsze drogi i auta, a także brak zaufania do znaków. Policja musi zatrzymać dokument, kiedy kierowca w terenie zabudowanym przekroczy prędkość o ponad 50 kilometrów na godzinę. Są też tacy, którzy ryzyko mandatu akceptują, wsiadając do auta.
- Po prostu ustawiają sobie prędkość kilka kilometrów poniżej progu, za które jest zatrzymanie uprawnień do kierowania, bo wolą dostać punkty i zapłacić mandat niż stracić uprawnienia - mówi Kamil Wnukowski z łódzkiej policji.
Powodem, dla którego kierowcy mocniej wciskają pedał gazu, może być nie tylko ładna pogoda, ale i na przykład aplikacja, która informuje, że na kierowcę nie czeka żadna kontrola.
- My w bardzo arogancki sposób do pewnych rzeczy podchodzimy - mówi Mariusz Podkalicki z Akademii Bezpiecznej Jazdy i dodaje, że niektórzy kierowcy, kiedy wyjeżdżają za granicę, na przykład do Niemiec, jeżdżą przykładnie i bezpiecznie.
Dlatego zdaniem wielu osób, niebezpieczna jazda musi wreszcie stać się nieopłacalna.
Autor: Aleksandra Kąkol / Źródło: Fakty po południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24