Amerykański śmigłowiec CH-47 Chinook niespodziewanie wylądował w szczerym polu w okolicach Leszna. Leciał z bazy na Łotwie do Niemiec, ale musiał lądować z powodu nagłego załamania pogody. Maszynę wytropił 6-letni Oskar, który fascynuje się lotnictwem. Chłopiec nie tylko zobaczył śmigłowiec na własne oczy, ale także mógł zobaczyć, jak wygląda w środku.
Zanim Oskar Kaźmierczak na własne oczy zobaczył amerykański śmigłowiec z bliska, to wytropił maszynę na radarze lotów. - Potem patrzyłem przez okno i zobaczyłem czerwoną lampeczkę, i mówię do taty: to śmigłowiec - relacjonuje Oskar. - Krzyczy: tata, on musi być tu gdzieś blisko, bo prędkość spada, wysokość spada - opowiada pan Tomasz Kaźmierczak, tata chłopca.
Oskar i jego tata zobaczyli śmigłowiec pół kilometra od miejsca, w którym przebywali - we wsi Wilkowice koło Leszna. - CH-47 Chinook to jest właściwie największy śmigłowiec transportowy w natowskiej armii. W gotowości do startu może ważyć nawet 20 ton - informuje Michał Graczyk, prezes Lotniska Leszno.
Śmigłowiec leciał z bazy na Łotwie do Niemiec. W szczerym polu zatrzymał się na koło dwadzieścia minut z powodu nagłego załamania pogody. - Nie wysiadaliśmy, bo podmuch był tak duży, że po prostu na lewo i na prawo autem bujało - relacjonuje tata Oskara.
Potem maszyna poleciała na cywilne lotnisko w Lesznie. - To raczej sportowe miejsce, ale też miejsce organizacji pokazów lotniczych, ale takich gości nie widujemy - mówi prezes lotniska.
Następnego dnia rano lotnisko odwiedził Oskar wraz z tatą. - Narysowałem helikopter Chinook i potem pojechałem im wręczyć - opowiada chłopiec. - To było niemożliwe, żeby nie dotrzeć na to lotnisko. O 7 rano zrobił mi pobudkę, po czym zajechaliśmy i oczekiwaliśmy na załogę śmigłowca około 3 godziny - wspomina pan Tomasz.
Marzenie Oskara
Oskar interesuje się lotnictwem już pół życia, czyli od trzech lat, a jego największym marzeniem - jak mówi - jest zostać pilotem. Dzięki uprzejmości amerykańskich żołnierzy 6-latek dostał maskotkę i naszywki prosto z mundurów. Chłopiec zasiadł też za sterami śmigłowca. - On był ogólnie w szoku, że może wejść do niego. Jego marzeniem było, żeby chociaż zrobić zdjęcie z zewnątrz, ale Amerykanie od razu zaprosili go do środka - opowiada tata Oskara.
Pod wrażeniem spotkania byli również żołnierze - zapewnia oficer prasowy 1 Brygady Lotnictwa Bojowego Wojsk Lądowych Armii Stanów Zjednoczonych. "Miło było poznać Oskara, jego tatę i pracowników Lotniska Leszno oraz przedstawicieli lokalnej społeczności. Oskar jest wybitnym artystą i jesteśmy wdzięczni za jego rysunek oraz doceniamy gościnność podczas naszego nieplanowanego lądowania" - przekazał kapitan Jordan Beagle.
Zobacz również: Air Show w Radomiu. Zobacz zdjęcia
Narysowany naprędce śmigłowiec stał się ozdobą maszyny, o czym w mediach społecznościowych Lotniska w Lesznie poinformował jeden z członków załogi, która - poza rysunkiem - dostała też inne prezent: - Czapki i skarpetki, gdyby im się zdarzyło jakieś lądowanie w polu przypadkowe - mówi Graczyk.
Odlatujący z Leszna żołnierze podziękowali także pracownikom lotniska. "Doceniamy waszą pomoc, dziękujemy raz jeszcze i do zobaczenia w przyszłości" - słychać na nagraniu udostępnionym przez lotnisko. Żołnierze już zapowiedzieli, że po tym, co stało się nieco ponad dwa tygodnie temu, wrócą do Leszna.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Facebook.com/Lotnisko Leszno