Ponad 500 kilometrów górskiego szlaku zamierza pokonać 62-letni pan Jan Baranik. Chce w ten sposób zebrać pieniądze dla swojego siedmioletniego wnuka. Chłopiec wymaga stałej opieki, która, niestety, jest ogromnie kosztowna, na co jego rodziny po prostu nie stać.
Jan Baranik, 62-letni doradca podatkowy, za niespełna miesiąc ruszy Głównym Szlakiem Beskidzkim, chcąc zebrać jak najwięcej pieniędzy dla siedmioletniego wnuka Olka, którego bliscy nazywają Olinkiem. - Poinformowałem rodzinę, że mam taki pomysł. Na początku było trochę oporów - opowiada pan Jan. Do pokonania będzie miał ponad 500 kilometrów. W czasie wyprawy pan Jan chce zebrać jak najwięcej pieniędzy na leczenie i rehabilitację wnuka. Potrzeby są ogromne, bo wszystkie zajęcia, terapie i leki, których potrzebuje chłopiec, kosztują blisko 150 tysięcy złotych rocznie. Mama Olinka obawia się, że przez inflację koszty wzrosną nawet do 200 tysięcy. - To jest rehabilitacja funkcjonalna, to jest rehabilitacja poprzez różne sprzęty, jak na przykład płyty wibracyjne. Nosi cały czas ortezy na nogach, jeździ na wózku inwalidzkim aktywnym. Ma bardzo dużo godzin fizjoterapii, ma też zajęcia z psychologiem, z neurologopedą, terapię ręki - wylicza Agnieszka Jóźwicka, mama Olka.
Spore potrzeby
Chłopiec wymaga stałej opieki. W 12. tygodniu ciąży zdiagnozowano u niego wadę układu moczowego. Jeszcze w łonie mamy przeszedł siedem operacji. - Urodził się w 27. tygodniu jako skrajny wcześniak, niedotleniony, z wylewami do mózgu trzeciego stopnia. Wskutek tego ma mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe - wyjaśnia pani Agnieszka. Leczenie i rehabilitacja dają rezultaty, chociaż chłopiec miał zdaniem lekarzy nie żyć. Żeby je utrzymać, potrzeba jednak ogromnych pieniędzy, a pomoc państwa jest znikoma. - Dostaliśmy tylko godzinę w tygodniu rehabilitacji, podczas kiedy syn ma mniej więcej 10 godzin w tygodniu tej rehabilitacji. Zasiłek pielęgnacyjny wynosi chyba 215 złotych i jest wypłacany raz w miesiącu. Świadczenie pielęgnacyjne się nie należy w naszym wypadku, bo ja jestem osobą pracującą - dodaje mama Olka.
Dofinansowanie potrzebnego sprzętu też niewiele pomaga. Do ortez kosztujących 5-6 tysięcy złotych wynosi ono 800 złotych. Do niezbędnego chłopcu wózka - 3 tysiące złotych, kiedy ten kosztuje 30 tysięcy złotych. To i tak tylko wybrane przykłady. Między innymi stąd pomysł na charytatywną górską wyprawę. - Przed świętami ubiegłego roku zobaczyłem, że dwóch mężczyzn idzie z południa na północ, właśnie zbierając pieniądze na dziecko, na operację. Wtedy sobie pomyślałem, że przecież zamiast po prostu iść, żeby iść, to mogę iść w konkretnym celu - mówi pan Jan.
Pan Jan będzie na szlaku według planu 17 dni. Na niektórych odcinkach dołączy do niego Dorota Gardias, ambasadorka akcji, która towarzyszy rodzinie chłopca w codziennej walce. - Magda, babcia Olinka, przez całe lato robi przetwory, robi przepyszne soki malinowe. Potem wystawia je na aukcję i w ten sposób zbierają po prostu pieniądze - wyjaśnia Dorota Gardias. Postępy wyprawy będzie można śledzić na Facebooku.
Zaciśnięte kciuki
Olinkowi pomysł dziadka bardzo się podoba. - Tam jest wysoko, a ja lubię, jak zawsze jest gdzieś bardzo, bardzo, bardzo wysoko - wyjaśnia chłopiec. Olinka można wesprzeć na kilka sposobów. Poprzez wpłaty na konto internetowej zbiórki, udział w licytacjach charytatywnych czy przekazanie 1,5 procent podatku. Niezwykle cenne będzie dopingowanie pana Jana w jego górskiej wyprawie. - Tak bardzo polubiliśmy, ja i moja córka, nawet można powiedzieć pokochałyśmy Olinka, zaprzyjaźniliśmy się z nim, że chcemy wspierać jego i jego rodzinę w każdej akcji i będziemy to robić zawsze - zapewnia Dorota Gardias. - Robię to dla wnuka. To jest największa motywacja. Te moje dylematy, jeżeli są, to są takie, żebym dał radę przejść do samego końca - mówi pan Jan. Olinek już kibicuje. Z takim wsparciem to po prostu musi się udać.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu TVN24